Czasem Widzę Ciemność (feat. Jano (PW))

Gdy widzę ciemność, bezsenność jest udręką
I stoję tak wpatrzony w cieniu widzę swą odmienność
W pokoju bez wyjścia chciałbym być na zewnątrz
Daj mi żyć, daj mi odetchnąć
Gdy widzę ciemność, bezsenność jest udręką
I stoję tak wpatrzony w cieniu, widzę swą odmienność
W pokoju bez wyjścia chciałbym być na zewnątrz

Czasem chciałbyś coś, a nie możesz nic
Wpada Ci od życia w głowę cios, a chcesz dalej iść
Sytuacji już na barach stos, jednak taki, że
Choćby chciał, się nie da przejść
Rzadko kiedy trafia się, Małach Rufuz czwarta część
Czwarta część, też przy pierwszej mieli krucho
Gdy widzę ciemność, często nie daję spać duchom przeszłości
Powiedz na ucho, mówi to coś Ci?
A zgrzanie puchom Twym wyznacznikiem prawilności?
To nieźle, tu świadczy jeszcze Cię życie w mieście
Gdy widzę ciemność, to jakoś wyjdę sobie z tego jeszcze
Chcę żeby zdrowi byli bliscy, wiadomo wszyscy
W sytuacjach bez wyjścia czytaj, światła weź życz mi
Tak samo farta dla dzieciaków, tam z poprawczaków
Gdy będzie ciemno, niech do światła szukają znaków
A coś co mi stawia mur, przemielę na wiór
Znów na pół z bratem dzielił tam tak do dzisiaj tu

Czasem widzę ciemność, wokół twarze ludzi, którym ciągle wszystko jedno
Strach się budzi, nie wystoją, a gdy za czymś biegną
Niech nie boją się, a co chcą robią, niech nie miękną
Jak metal nie drewno
Czasem widzę ciemność, wokół twarze ludzi, którym ciągle wszystko jedno
Strach się budzi, nie wystoją, a gdy za czymś biegną
Niech nie boją się, a co chcą robią, niech nie miękną
Jak metal nie drewno

Nie ma, że bez wyjścia, w drodze tylko po mistrza
Nie usłany świat różami, mali my tu z problemami
Codzienność losu spotyka ciemność
Jak duszy nie na dworzu
Na PRO_INT, poznałeś pozór
Kto z kim miał być, to nie oklaski
Jak pierwsze laski, a kto z jednej ławki
Nie zmieni szata Cię, na konto wpłata
Bo wydam czy zarobię, to nie po to by się przypodobać Tobie człowiek
Byś sobie pomógł chłopie, jak ciemność miewam
Też wiem co to lęk, szkoda, że nie w czym jest sęk, życia sens
Mam nadzieję też wyjść z opresji szwanku
By daleko stąd, kiedyś, gdzieś o poranku
Popatrzyć w oczy nie mieć życia dosyć
Napisać zwroty, mieć z tego korzyść
Po przejściach stąd, tam gdzie pierwszy dom
Ty pamiętaj to, kto pokazał ziom
Kiedyś pierwszy sort, to czym teraz są?
Daj odetchnąć, bo

Czasem widzę ciemność, wokół twarze ludzi, którym ciągle wszystko jedno
Strach się budzi, nie wystoją, a gdy za czymś biegną
Niech nie boją się, a co chcą robią, niech nie miękną
Jak metal nie drewno
Czasem widzę ciemność, wokół twarze ludzi, którym ciągle wszystko jedno
Strach się budzi, nie wystoją, a gdy za czymś biegną
Niech nie boją się, a co chcą robią, niech nie miękną
Jak metal nie drewno

Gdy widzę ciemność, bezsenność jest udręką
I stoję tak wpatrzony w cieniu, widzę swą odmienność
W pokoju bez wyjścia chciałbym być na zewnątrz
Daj mi żyć, daj mi odetchnąć
Gdy widzę ciemność, bezsenność jest udręką
I stoję tak wpatrzony w cieniu, widzę swą odmienność
W pokoju bez wyjścia chciałbym być na zewnątrz
Daj mi żyć, daj mi odetchnąć

Daj mi żyć, daj mi odetchnąć
Daj mi żyć, daj mi odetchnąć
Daj mi żyć, daj mi odetchnąć



Credits
Writer(s): Marcin Jankowiak, Bartlomiej Malachowski, Rafal Kwiatkowski
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link