Kryzys suicydalny
Moje ruchy nieskalane
Moja głowa pełna wrażeń
A osądy marne
Nie dotkną mnie już wcale
Bez uczuć, poemat
Ja przesyt, wylewam
Złowieszcze okrzyki i pretensje
Łamie mnie to człowiek nie ze stali jest
Moje życie nigdy nie stanie się blockbusterem
W kryzysie suicydalnym
Nie masz poddać się
Rana się goi
Choć kraty za oknami
Nie widzisz światła
Nadzieja tam w oddali
Tęskni i czeka
Aż się człowiek, w tym pozbierasz
Ona tęskni
Ona czeka, ona tęskni
Ona wierzy
Nie przestanie czekać
Ona pragnie
Nieustannie
Aż się człowiek, w tym ogarniesz
Wczoraj mi nie spadło na łeb
Bez znaczenia, mogę tworzyć
Przeszłość oddzielam krechą
Za dużo wątków dobrych, wątłych, złych
Cisza, ciemno, ciarki, ciernie
Czystka ciągle w tym
Słowa beznadziejne, nerwy
Szargam, tracę, uczucia ponad stany
Wybuchy przejmują stery
Lepiej nic nie mówić
Tabu temat
Wolę nie tłumaczyć
Mogę naprawić i pozbierać
Nie muszę wcale nic
Moja sprawa
Sama w końcu wybieram
Co to etyka
Ile dusz żywych, możesz przebierać w tylu przekonaniach
Okrutne opinie, nie na miejscu zdania
To nie turniej, tv show, gala
Maska nałożona by narobić szumu, prasa
Mało mnie obchodzi ta obca mi sprawa
Mało mnie obchodzi układanie życia komuś
O gustach podobno się nie rozmawia
Jeżeli mnie na serio nie znasz mało mnie obchodzi ta obca mi sprawa
A co, jeśli mnie na serio nie znasz ej
Nie obchodzi mnie
Jeśli tak na serio nie znasz ej
Powiedz w takim razie jak zachowam się
Czuję, jakby to było kierowane do mnie
Przeżywam stukrotnie te złe emocje
Obojętni ludzie mi nie będą nigdy
W końcu przecież są żywi
Czuję, jakby to było kierowane do mnie
Przeżywam stukrotnie te złe emocje
Obojętni ludzie mi nie będą nigdy
W końcu przecież są żywi
W końcu, w końcu przecież są żywi
Jak letni dzień, jak letnie słońce, jak żywy deszcz
Mnie ruszają sprawy własne, słowa mocne, dotykają mnie
Rozpoczyna się dramat
Obawa, źródła lęku
Utrata, strach to najgorsza kara
Jak możesz konstruować
Dbaj by konstrukcja nie upadła
Taka rada
Teraz tylko te zdjęcia
Są na dyskach
Każdy biegnie za celem
A gdzie jest iskra
Tamte przyjaźnie, były, są do dzisiaj
Przemiał ludzi na skale x lat
Nie mam już głowy do pisania
Co to jest azyl i czy chcesz do takiego wracać?
Czemu życie to jebana układanka?
Czemu zadaje tak trudne pytania
Czemu odpowiedzi nie są zawsze z pierwszej ręki
A sugerowanie się innymi
Powoduje mętlik
Czemu w ogóle są brane pod uwagę?
Ja głosem serca i rozsądku się prowadzę
Moja głowa pełna wrażeń
A osądy marne
Nie dotkną mnie już wcale
Bez uczuć, poemat
Ja przesyt, wylewam
Złowieszcze okrzyki i pretensje
Łamie mnie to człowiek nie ze stali jest
Moje życie nigdy nie stanie się blockbusterem
W kryzysie suicydalnym
Nie masz poddać się
Rana się goi
Choć kraty za oknami
Nie widzisz światła
Nadzieja tam w oddali
Tęskni i czeka
Aż się człowiek, w tym pozbierasz
Ona tęskni
Ona czeka, ona tęskni
Ona wierzy
Nie przestanie czekać
Ona pragnie
Nieustannie
Aż się człowiek, w tym ogarniesz
Wczoraj mi nie spadło na łeb
Bez znaczenia, mogę tworzyć
Przeszłość oddzielam krechą
Za dużo wątków dobrych, wątłych, złych
Cisza, ciemno, ciarki, ciernie
Czystka ciągle w tym
Słowa beznadziejne, nerwy
Szargam, tracę, uczucia ponad stany
Wybuchy przejmują stery
Lepiej nic nie mówić
Tabu temat
Wolę nie tłumaczyć
Mogę naprawić i pozbierać
Nie muszę wcale nic
Moja sprawa
Sama w końcu wybieram
Co to etyka
Ile dusz żywych, możesz przebierać w tylu przekonaniach
Okrutne opinie, nie na miejscu zdania
To nie turniej, tv show, gala
Maska nałożona by narobić szumu, prasa
Mało mnie obchodzi ta obca mi sprawa
Mało mnie obchodzi układanie życia komuś
O gustach podobno się nie rozmawia
Jeżeli mnie na serio nie znasz mało mnie obchodzi ta obca mi sprawa
A co, jeśli mnie na serio nie znasz ej
Nie obchodzi mnie
Jeśli tak na serio nie znasz ej
Powiedz w takim razie jak zachowam się
Czuję, jakby to było kierowane do mnie
Przeżywam stukrotnie te złe emocje
Obojętni ludzie mi nie będą nigdy
W końcu przecież są żywi
Czuję, jakby to było kierowane do mnie
Przeżywam stukrotnie te złe emocje
Obojętni ludzie mi nie będą nigdy
W końcu przecież są żywi
W końcu, w końcu przecież są żywi
Jak letni dzień, jak letnie słońce, jak żywy deszcz
Mnie ruszają sprawy własne, słowa mocne, dotykają mnie
Rozpoczyna się dramat
Obawa, źródła lęku
Utrata, strach to najgorsza kara
Jak możesz konstruować
Dbaj by konstrukcja nie upadła
Taka rada
Teraz tylko te zdjęcia
Są na dyskach
Każdy biegnie za celem
A gdzie jest iskra
Tamte przyjaźnie, były, są do dzisiaj
Przemiał ludzi na skale x lat
Nie mam już głowy do pisania
Co to jest azyl i czy chcesz do takiego wracać?
Czemu życie to jebana układanka?
Czemu zadaje tak trudne pytania
Czemu odpowiedzi nie są zawsze z pierwszej ręki
A sugerowanie się innymi
Powoduje mętlik
Czemu w ogóle są brane pod uwagę?
Ja głosem serca i rozsądku się prowadzę
Credits
Writer(s): Patrycja Kochan
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2024 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.