Towarzystwo
Ta, Terabe
To był zbyt długi dzień, spisałem go na straty
Wracam już do chaty więc myślałem, że za chwilkę będę siedzieć z drinkiem lecz
Jeszcze na dole (dole) telefonu słyszę dźwięk
Dzwoni mój człowiek, on wyciąga mnie do nowej knajpy parę przecznic stąd
Na starym mieście, mówię zajebieście ziom
Bo w tym momencie podjechałem pod swój dom
Poczekaj chwilę tylko wejdę na górę (górę)
Czegoś się napiję, włożę świeżą koszulę
Żonę przytulę, a tak w ogóle
Jeśli będzie ostro nakręcę moją GoPro dokument (ta)
Spotkajmy się na miejscu, no to nara
A ja ogarniać się szybko staram
I po chwili widoczny z dala, już zapierdalam
W bialutkich superstarach, nówka para (para)
Dziś wieczorem nie chcę usnąć, a przerwać nieróbstwo
Więc spoglądam w lustra szkło, hej, co jest?
Jak zrobić się na bóstwo, gdy to co wczoraj uszło dzisiaj już ma drugie dno?
Mus to oszczędzać się z wódką, bo gdy się zrobi gruz to pewnie palnę głupstwo ziom
Ej, polej lepiej do głowy olej, jeśli masz ciągle pusto zamiast folgować gustom, yo
Na mieście znajduję klub
Przed wejściem jeszcze się widocznie nie zagęścił tłum
A trochę z dala szlugi jara tylko kilka dup
I wśród nich ruda (ruda), posiadaczka cudnych ud
Hmm hej, spotykam kumpla też
Zbliżamy razem się do bramy z której bramkarz zszedł
I gdy przychodzi moment, kiedy z ziomem wchodzić chcę
Podchodzi ona (ona) i pyta mnie czy chcemy wejść
Mówię jej: "tak", ona: "oj nie mój drogi (drogi)"
Musisz znać dress code, by przejść nasze progi
Nie gramy w baseball, a zresztą spójrz na swoje nogi
W takich butach uprawiamy jogging
Czy mnie nie myli słuch?
Czyżbym ubrany był dla panny jak ostatni żul?
A może jest to lokal, którego rzeczony próg
Jest za wysoki dla naszych sportowych nóg?
Ej, yo i szkoda dalszych słów
Być może wyglądamy tak, że komuś damy w dziób
Lecz nade wszystko stanowisko jakie ma ten klub
Sprawia, że o towarzystwie decyduje tu bunt
Na termometrze plus 30 stopni, bezwietrznie
Pięć słów w kabzie, w końcu weekend wolny od koncertów
Luz, jest luz bez dwóch zdań, ale jak się ubrać?
Pomogę ci tylko przed lustrem stań
No cho cho, zaufaj mi, mam bagaż doświadczeń pod pachą
Możesz polegać na mnie, pora wyjść na miasto
Żeby wyjść musisz wyglądać jak el macho
Koszula, muszka, kany, Don Vito
Weź zamilcz, a ty nie słuchaj go bo to
Pies na baby, który by tylko zdradzał żonę swą
Jeszcze rozkaże ci być dla odwagi zarzucił ekstazy
I władał scyzorykiem jak Gerwazy
Idziesz na balet, nie do pracy
Więc lepiej zapnij pasy, spodenki, t-shirt, adidididasy
Normalnie o tej porze (porze), tak wozić się możesz
Nie daj boże, jaja mieć spocone, najgorzej
Dziś wieczorem nie chcę usnąć, a przerwać nieróbstwo
Więc spoglądam w lustra szkło, ej co jest?
Jak zrobić się na bóstwo, gdy to co wczoraj uszło dzisiaj już ma drugie dno?
Mus to oszczędzać się z wódką, bo gdy się zrobi gruz to pewnie palnę głupstwo ziom
Ej, polej lepiej do głowy olej, jeśli masz ciągle pusto zamiast folgować gustom yo
Godzinę później zdecydowany na drugą opcję
Wolę jak jest luźniej, choć nie będę dziś sportowcem
Opanowane libido, robię pomidor w Rybniku
Czyli powolny obchód miasta i dookoła rynku
Bujam się, bujam, muszę w końcu dać gdzieś nura
No co? (ty patrz na tego chuja, dawaj go kurwa)
Nie szata zdobi człowieka (dobre)
Tu nie wejdziesz, tam nie wejdziesz, jeszcze dostaniesz w mordę
Ej, ej nie szata zdobi człowieka (dobre)
Tu nie wejdziesz, tam nie wejdziesz, jeszcze dostaniesz w mordę
Jeszcze dostaniesz w mordę
Jeszcze dostaniesz w mordę
To był zbyt długi dzień, spisałem go na straty
Wracam już do chaty więc myślałem, że za chwilkę będę siedzieć z drinkiem lecz
Jeszcze na dole (dole) telefonu słyszę dźwięk
Dzwoni mój człowiek, on wyciąga mnie do nowej knajpy parę przecznic stąd
Na starym mieście, mówię zajebieście ziom
Bo w tym momencie podjechałem pod swój dom
Poczekaj chwilę tylko wejdę na górę (górę)
Czegoś się napiję, włożę świeżą koszulę
Żonę przytulę, a tak w ogóle
Jeśli będzie ostro nakręcę moją GoPro dokument (ta)
Spotkajmy się na miejscu, no to nara
A ja ogarniać się szybko staram
I po chwili widoczny z dala, już zapierdalam
W bialutkich superstarach, nówka para (para)
Dziś wieczorem nie chcę usnąć, a przerwać nieróbstwo
Więc spoglądam w lustra szkło, hej, co jest?
Jak zrobić się na bóstwo, gdy to co wczoraj uszło dzisiaj już ma drugie dno?
Mus to oszczędzać się z wódką, bo gdy się zrobi gruz to pewnie palnę głupstwo ziom
Ej, polej lepiej do głowy olej, jeśli masz ciągle pusto zamiast folgować gustom, yo
Na mieście znajduję klub
Przed wejściem jeszcze się widocznie nie zagęścił tłum
A trochę z dala szlugi jara tylko kilka dup
I wśród nich ruda (ruda), posiadaczka cudnych ud
Hmm hej, spotykam kumpla też
Zbliżamy razem się do bramy z której bramkarz zszedł
I gdy przychodzi moment, kiedy z ziomem wchodzić chcę
Podchodzi ona (ona) i pyta mnie czy chcemy wejść
Mówię jej: "tak", ona: "oj nie mój drogi (drogi)"
Musisz znać dress code, by przejść nasze progi
Nie gramy w baseball, a zresztą spójrz na swoje nogi
W takich butach uprawiamy jogging
Czy mnie nie myli słuch?
Czyżbym ubrany był dla panny jak ostatni żul?
A może jest to lokal, którego rzeczony próg
Jest za wysoki dla naszych sportowych nóg?
Ej, yo i szkoda dalszych słów
Być może wyglądamy tak, że komuś damy w dziób
Lecz nade wszystko stanowisko jakie ma ten klub
Sprawia, że o towarzystwie decyduje tu bunt
Na termometrze plus 30 stopni, bezwietrznie
Pięć słów w kabzie, w końcu weekend wolny od koncertów
Luz, jest luz bez dwóch zdań, ale jak się ubrać?
Pomogę ci tylko przed lustrem stań
No cho cho, zaufaj mi, mam bagaż doświadczeń pod pachą
Możesz polegać na mnie, pora wyjść na miasto
Żeby wyjść musisz wyglądać jak el macho
Koszula, muszka, kany, Don Vito
Weź zamilcz, a ty nie słuchaj go bo to
Pies na baby, który by tylko zdradzał żonę swą
Jeszcze rozkaże ci być dla odwagi zarzucił ekstazy
I władał scyzorykiem jak Gerwazy
Idziesz na balet, nie do pracy
Więc lepiej zapnij pasy, spodenki, t-shirt, adidididasy
Normalnie o tej porze (porze), tak wozić się możesz
Nie daj boże, jaja mieć spocone, najgorzej
Dziś wieczorem nie chcę usnąć, a przerwać nieróbstwo
Więc spoglądam w lustra szkło, ej co jest?
Jak zrobić się na bóstwo, gdy to co wczoraj uszło dzisiaj już ma drugie dno?
Mus to oszczędzać się z wódką, bo gdy się zrobi gruz to pewnie palnę głupstwo ziom
Ej, polej lepiej do głowy olej, jeśli masz ciągle pusto zamiast folgować gustom yo
Godzinę później zdecydowany na drugą opcję
Wolę jak jest luźniej, choć nie będę dziś sportowcem
Opanowane libido, robię pomidor w Rybniku
Czyli powolny obchód miasta i dookoła rynku
Bujam się, bujam, muszę w końcu dać gdzieś nura
No co? (ty patrz na tego chuja, dawaj go kurwa)
Nie szata zdobi człowieka (dobre)
Tu nie wejdziesz, tam nie wejdziesz, jeszcze dostaniesz w mordę
Ej, ej nie szata zdobi człowieka (dobre)
Tu nie wejdziesz, tam nie wejdziesz, jeszcze dostaniesz w mordę
Jeszcze dostaniesz w mordę
Jeszcze dostaniesz w mordę
Credits
Writer(s): Jaroslaw Pakuszynski, Abradab Abradab, Mateusz Pawlus, Grubson Grubson
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2024 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.