Ballada o Imogenie

Zaraz
Już zacznę, zacznę już za chwilę
Straszną
Balladę o pewnej dziewczynie,
Która
Niestety już od urodzenia
Nosiła dźwięczne imię - Imogena.
Zawsze chodziła ubrana na biało
Cała na biało, nic nie wystawało.
Do tego trzeba dodać, że panienka
Fizycznie była nieźle rozwinięta.
Dokładnie nie wiem tak bez centymetra,
W ramionach miała gdzieś półtora metra,
Wzrostu pół metra, duże czarne oczy
I bardzo długi cieniutki warkoczyk.
Każdy
Jej z drogi schodził i to szybko.
Ona
Duszyczkę miała romantyczną,
Ale
Tej cechy nikt w niej nie dostrzegał
Nad czym bolała nieraz Imogena
I tak to trwało, aż wreszcie się stało
W końcu się dziewczę biedne zakochało
A on był łajdak, starszy już mężczyzna,
Przy tym żonaty i w dodatku Ignac.
Bardzo brutalnie obszedł się z dziewczęciem,
Zaraz jak tylko spostrzegł co się świeci,
Nawet powiedział jej ten starszy człowiek
"Ja Imogeno niestety nimogę"
Z tego
Wszystkiego jeszcze bardziej zbrzydła
Przeżyć
Nie mogła, że ją Ignac wygnał.
Odtąd
Wyłącznie już o zemście marzy
I bardzo często patrzy w kalendarzyk.
Pod koniec stycznia, po krótkiej modlitwie,
Na starym pasku wyostrzyła brzytwę.
Ucięła sobie sama całą głowę.
Żaden by tego nie zrobił fachowiec.
W pobliskim sklepie wyprosiła skrzynkę.
Włożyła głowę, zrobiła przesyłkę
Na pocztę główną ledwo to zaniosła
Potem umarła, ale paczka poszła.
Doszła!
Ze sznurkiem szarpie się Ignacy
Wreszcie
Otworzył, stanął tak i patrzy
Nie spodziewałem się, że ta dziewczyna
Będzie pamiętać o mych imieninach



Credits
Writer(s): Jan Maciej Zembaty, Janusz Antoni Bogacki
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link