Dziedzictwo
Zdaje sprawozdanie z frontu walki o zycie
Wielu poleglo i czeka ich juz tylko na sloncu gnicie
Wielu walczy lecz nie wiadomo czy im czasu starczy
Smierc glosno warczy i niewytrwalych karci
Niejeden sie blazni a i tak wroci na tarczy
Gdy wskazowki na niej znajda sie na dwunastce
Bo nie kumaja nastepstw i rzucaja na pastwe losu
To co mogloby uczynic z nich w czyms protoplaste
Ja szykuje kastet by zatopic ci go w czaszce
I patrze jak prowadzi swoje stado dobry pasterz
Na smierc, ale tak zeby szli razniej
Pewnie jeszcze kurwa z entuzjazmem im przyklaszcze
I nie wyjdzie na klamce bo kazdy wierzy bzdurom
Na mnie patrza jakbym samcem byl z magiczna szklana kula
To przez palce mi nie przejdzie ja wychodze z cala pula
Na kartce pisze chore gowno, jakbym pisal Suro
Mine ponura mam tylko gdy mam saznego kaca
Chociaz tak do tego wkurwia mnie jeszcze ta kasa i praca
I rap scena przesiaknieta w wacach
Wy juz nie macie grupis kazdy z was nawzajem sie tam obraca
Ohh bwoy, ze ma sie to oplaca, ten muzyczny toi toi, serio pozwala wyhaczac
Wam obejrzenia i fanow ktorzy chca do was wracac?
To jak to mieso co wisi na hakach - do mnie to w ogole nie trafia
Czuje scent pieniadza wszedzie wokol leza pensy
A to wszechswiat dzieli nam fortune na male kesy
Chce odnalezc sensu nieco w tym calym wariactwie
No i w moim nowym bractwie jest mi duzo latwiej
Gdy widze sklepienie ponad swoja glowa to maluje
Z tej groteski wokol czerpie inspiracje na swe freski
Widze kreski, caly kontur jakby sie wczesniej rysuje
I robie to po to aby byc kims wielkim
Maszeruje posrod szeregu martwych cial i zdarzen
Obserwuje bacznie sam nie czekam az czas pokaze
Kontynuuje swoj marsz tym niezwykle zwazym cmentarzem
Skonsumuje ci kazdy twarz bo boja sie patrzec w twarze
Nas, swiadomych przeobrazen w systemie zakazen
Zespolem zabicia marzen i zamiany ludzi w maszyny
Jestem piesciarzem i walcze w najciezszej wadze
Ciosy jak Sit Hirun sadze by nie byc czims podczaszym
Zamiast wod sa scieki a zamiast chmur dym z kominow
Plankton nie stawia oporu ladujac w szczekach rekinow
Sam widzisz synu, tu nie warto chodzic z glowa w chmurach
Bo skonczysz z ciezkim, gestym, czarnym oblokiem w plucach
To moja uwertuta, bo teraz nadchodzi cos gigantycznego
To uczta u krola, glosniki na fulla, ty zabieraj stad tego pazia swojego
Ma zlota szkatula jest pelna w formulach, do ktorych ty nie masz dostepu kolego
I zamiast zamulac to sobie posluchaj dzialania dziedzictwa dzwieku naszego
Wielu poleglo i czeka ich juz tylko na sloncu gnicie
Wielu walczy lecz nie wiadomo czy im czasu starczy
Smierc glosno warczy i niewytrwalych karci
Niejeden sie blazni a i tak wroci na tarczy
Gdy wskazowki na niej znajda sie na dwunastce
Bo nie kumaja nastepstw i rzucaja na pastwe losu
To co mogloby uczynic z nich w czyms protoplaste
Ja szykuje kastet by zatopic ci go w czaszce
I patrze jak prowadzi swoje stado dobry pasterz
Na smierc, ale tak zeby szli razniej
Pewnie jeszcze kurwa z entuzjazmem im przyklaszcze
I nie wyjdzie na klamce bo kazdy wierzy bzdurom
Na mnie patrza jakbym samcem byl z magiczna szklana kula
To przez palce mi nie przejdzie ja wychodze z cala pula
Na kartce pisze chore gowno, jakbym pisal Suro
Mine ponura mam tylko gdy mam saznego kaca
Chociaz tak do tego wkurwia mnie jeszcze ta kasa i praca
I rap scena przesiaknieta w wacach
Wy juz nie macie grupis kazdy z was nawzajem sie tam obraca
Ohh bwoy, ze ma sie to oplaca, ten muzyczny toi toi, serio pozwala wyhaczac
Wam obejrzenia i fanow ktorzy chca do was wracac?
To jak to mieso co wisi na hakach - do mnie to w ogole nie trafia
Czuje scent pieniadza wszedzie wokol leza pensy
A to wszechswiat dzieli nam fortune na male kesy
Chce odnalezc sensu nieco w tym calym wariactwie
No i w moim nowym bractwie jest mi duzo latwiej
Gdy widze sklepienie ponad swoja glowa to maluje
Z tej groteski wokol czerpie inspiracje na swe freski
Widze kreski, caly kontur jakby sie wczesniej rysuje
I robie to po to aby byc kims wielkim
Maszeruje posrod szeregu martwych cial i zdarzen
Obserwuje bacznie sam nie czekam az czas pokaze
Kontynuuje swoj marsz tym niezwykle zwazym cmentarzem
Skonsumuje ci kazdy twarz bo boja sie patrzec w twarze
Nas, swiadomych przeobrazen w systemie zakazen
Zespolem zabicia marzen i zamiany ludzi w maszyny
Jestem piesciarzem i walcze w najciezszej wadze
Ciosy jak Sit Hirun sadze by nie byc czims podczaszym
Zamiast wod sa scieki a zamiast chmur dym z kominow
Plankton nie stawia oporu ladujac w szczekach rekinow
Sam widzisz synu, tu nie warto chodzic z glowa w chmurach
Bo skonczysz z ciezkim, gestym, czarnym oblokiem w plucach
To moja uwertuta, bo teraz nadchodzi cos gigantycznego
To uczta u krola, glosniki na fulla, ty zabieraj stad tego pazia swojego
Ma zlota szkatula jest pelna w formulach, do ktorych ty nie masz dostepu kolego
I zamiast zamulac to sobie posluchaj dzialania dziedzictwa dzwieku naszego
Credits
Writer(s): Piotr Frankowski
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2024 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.