Niepogoda

Deszcz, znowu deszcz, deszcz z recydywy
Kurwa, czy to musi tak dzwonić o te szyby, ten psubrat?
I te dżdże tu tłuc w mój sektor?
Tu naprawdę jak nie urok, to pech to, zresztą chuj niech to
A to słońce też – niby w oddali – aż nagle:
Hop, zza rogu wyskoczy, by wzrok wypalić; jak
Napalm jakiś, czy papa gorąca w chuj
Jakby to nie lata był ostatni dzień, lecz mój
I znowu słota i
Siąpi, więc brnę przez te błota, głównie żeby klnąć, brnąć i wątpić
Jeszcze ten wiatr pierdolony, to już może kruki niech się kurwa zlecą, kruki oraz wrony
Nie zlecą; też chcą pryskać stąd
Przez ten upał, co tak dusi i dociska w głąb
I co mi tych elektrolitów cennych zabiera pakiet
(Pśśś) Jakbym po wczoraj jeszcze miał w ogóle jakieś
Ile to można znosić? Jak długo? Ten
Skwar na zmianę z tą depresyjną szarugą? Ten
Żar, co usypia w moment, że nie skumasz nawet. I ten
Deszcz? Wielki mi deszcz, kurwa – suma mrzawek
To nie pogoda, to kpiny - aż mi
Szkoda tej ni niziny, ni wyżyny, ni równiny
I żal mnie ciągnie w dół, łeb zadzieram w górę za to
I z nadziei resztką czekam na jakąś

Burzę! Burzę! Może by tak burzę? Burzę!
Bo czemuż by nie burzę?!
I wichurę dla tych wierzb i grusz to znak problemów, a dla mnie wreszcie dawka tlenu, w sam raz na burzę!
Piękną burzę, nie miękką burzę, a mocną burzę, że mam w głowie błysk od powtórzeń
Może nawet ciut za gęsto to strobo - ale:
Wreszcie jakieś pokrewieństwo z pogodą

Jeszcze iskrzy się iskra mocna
Wciąż jest granie na kotłach pod ostry bój
Ale natura rzeczy tu z natury przewrotna
Więc znowu chwilę to potrwa i... Ech...

Szkoda gadać, wraca bieda i stres
Nieważne, czy to żar się leje znowu z nieba, czy deszcz
Szkoda gadać, ale nie gadać też głupio jakoś
Gdy można jak prawdziwy meteopata z meteopatą
Bon motem jakim błysnąć w porę
Że jak pogoda pod psem, to my pod mocnym aniołem - i że:
Wichura tutaj? Proszę: zerwie dach lub stryszek
A trzciną zaledwie tylko kołysze
Złych myśli się wije szereg
Gdy od deszczu tak gnije teren, gdy słońce tak ryje beret
Może do gardeł sobie skoczyć, ale potem jeszcze głębszy marazm
Także chuj, nawet to nie działa
Stoimy w tej matni
Mało figlarni, więcej oklapli, solidarni w meteopatii
I wciąż wróżby, prognozy, wciąż liczby
Czy to jutro znów przyżarzy, czy przydżdży?
Ale niech tylko błyśnie horyzont
Choćby raz, choćby i w oddali, choćby krzywo
Niech tylko w tle zadudni zapowiedź
Mija marazm, aparat odzyskuje mowę
Niech zaświszczy halny
Wreszcie wiemy po co iść i dokąd, specjaliści od nawałnic
Tak powyrywani z tych bolesnych odrętwień
Boże, jak tu bywa pięknie...

Jak jest burza! Burza! Może by tak burza! Burza!
Wreszcie jakaś burza
I wichura, dla tych wierzb i grusz to znak problemów, a dla nas to wreszcie dawka tlenu, w sam raz na burzę
Piękną burzę, nie miękką burzę, a
Mocną burzę, że masz w głowie błysk od powtórzeń
Może nawet ciut za gęsto to strobo - ale:
Wreszcie jakieś pokrewieństwo z pogodą



Credits
Writer(s): Adam Bogumil Zielinski, Andrzej Marek Mikosz
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link