Wojna totalna

Zbrojeniowy wyścig trwa od czasu pierwszego kambru
Wszystko co żyje chce przetrwać i zdobyć więcej pokarmu
Pomału padlinożercy zamieniali się w łowców
Pierwsze wyjście z oceanu, aż po szary kres lądu

Rybie czaszki kręgowców, miliony lat ewolucji
Walka o terytorium, zwierzęcy świat jest okrutny
Nowe gatunki, jad, pancerze, szpony, kły w pyskach
Tych, co zostali bez broni, na co dzień chroni mimikra

W krawych igrzyskach najważniejszy jest instynkt
Czuły wzrok, węch i słuch, rozwijają się zmysły
Musisz być silny lub szybki, carnivore ciągnie do krwi
Matka natura się zbroi w codziennej wojnie o byt

I tutaj wchodzimy my, ubrani cali na biało
Zmieniamy stada w plemiona, pierwsze osady powstają
To trwało tysiące lat, żeby się nazwać człowiekiem
Zejście z drzewa do jaskiń, czas pierwotnych społeczeństw

Równocześnie z ciałem mózg się zmieniał
Musisz mieć broń, by w nocy cię żaden stwór nie wjebał
Nadeszło wyjście z cienia, zapanowanie nad ogniem
Wyprostowana postura w przygotowaniu na wojnę

Nim człowiek zrzucił pierwszą bombę na dom
To wszystkie pola bitew regularnie podlewał krwią
Broń się rozwija, dokładnie jak w świecie zwierząt
Od pierwszej procy, przez łuk, kuszę, po M60

Dziesiątki dekad wstecz, bitewna szarża na koniu
Dzisiaj w pociskach masz system rozszczepiania atomu
Epoki brązu, żelaza, wojny o ropę i wiarę
Ci, co wyrżnęli w pień wrogów, piszą historie o chwale

Ten wstęp pisałem, żeby nakreślić całość
Życie jest drzewem, a nasza historia to tylko gałąź
Nie wchodzę w globalną sferę, chcę się skupić na Polsce
Bo to, co widzę czasami, robi się serio za mocne

Mam dość tej wojenki, wiecznej walki kto gorszy
Widząc te brednie w TV mam chęć spalić odbiornik
Mam dość martyrologii, przeszłość jest smutna okrutnie
Więc wyciągam z niej wnioski, chcę się skupiać na jutrze

Ten burdel na Wiejskiej, pełno gówno-aferek
Te tłuste ryje w garniakach ciągle nas szczują na siebie
Mówię to z serca i szczerze, do tych po lewej i prawej
Żyjecie w tym samym kraju, chodząc po tej samej trawie

Wciąż wytrwale walczycie, Polska do tego przywykła
Lecz wciśnij na chwilę stop, bo chcę podsunąć ci przykład
Tego, że zwykła codzienność kiedyś każdego dosięgnie
Bo od kołyski do grobu, kroczysz ze śmiercią pod rękę

Na wstępie: nie wiem, kim jesteś, skąd, ani w co wierzysz
Obyś od wyra w szpitalu nigdy nie dostał odleżyn
Dla tych, z którymi los dzielisz, dużo zdrowia i hajsu
Dbaj o swe plony jak umiesz, a chwasty z pola wykarczuj

Ten ostatni rok w tańcu nie pierdolił się z nami
Rak zabrał ziomkowi ojca, mamę znajomej stres zabił
Serce się kraje i żali, a łzy na oczy się cisną
Pożar wziął ojca ziomkowi, z którym dzieliłem dzieciństwo

Więc sram na bezmyślną wojenkę tych płotek
Chcę, żeby dziecko znajomych było szczęśliwe i zdrowe
Oby ci matka i ojciec na zdrowiu nie podupadli
Żyj i daj żyć innym, na zawsze pierdol szufladki

Gdy wysyłam hajs w akcji typu zrzutka na leki
Ktoś nie ma na operację, a jego córka ma termin
Nie będę, kurwa, jak debil pytał za którą są stroną
Bo nie wiem, czy zasłużyli łaskawie na moją pomoc

Idąc tą drogą, gdyby ktoś z twoich bliskich miał problem
I ty założysz tą zbiórkę, bo w pracy zarabiasz drobne
Pamiętaj, ziombel, uważaj, bo pilnować się trzeba
Żeby ci czasem żaden żyd lub czarnuch hajsu nie przelał

Więc jebać faszyzm, rasizm, mizoginów i ORMO
Szacunek dla tych, co krew przelali za naszą wolność
Nie będę pluć na godło, ani się spinać na tęczę
Bo tak naprawdę mam gdzieś to, kto z kim chodzi za rękę

Nie będę tobą gardzić, jeśli pochodzisz za Bugu
Sam pracowałem na wyspach, by spłacić cały hajs z długów
I już mam w chuju te spory, nie jestem stroną w tej wojnie
I wiem, że w kurwę jest osób, co myślą podobnie do mnie

Mam dość tej nagonki i podsycania wciąż gniewu
Jakbyśmy wszyscy do chuja mieli za mało problemów
Rząd ci grzebie w portfelu, wyciąga macki do hajsu
Jak myślisz, skąd mają siano? No, kurwa, z naszych podatków

Niczym na tacy, bratku, niosę ci przykład
Miliardy złotych pochłania telewizja publiczna
Chuj w szpitale, hospicja, chuj w dzieci z nowotworami
Grunt, że ramówka jest fajna i będzie potąd seriali

Jak tam, mordo, się bawisz? Ja się dopiero rozkręcam
Wiesz co by nam się przydało? Jakaś domowa wojenka
Agresja rodzi agresję, przyśpieszmy datę zagłady
Chuj z szarlatanów i każdy religijny fanatyzm

Traktuję czarnych i białych, tak jak brązowych i żółtych
O ludziach świadczą ich czyny, a nie pigment ich skóry
Nie lubię ludzi pokroju agresywny kozaczek
Dam tobie tyle szacunku, ile samemu okażesz

Mam dość pizganek i łbów, co myślą, że są T-1000
Jak chcesz się ponapierdalać, to na mój koncert nie przychodź
Nie jesteś Vitor Belfort, by na bujance iść w miasto
Chłopaki z klubów sztuk walki ci to z chęcią wyjaśnią

Tym błaznom z dobrych domów, co się zachciało gangsterzyć
Wszedłeś do rapu, bo kręcą cię kosy, klamki, maczety
Ci, co faktycznie są z biedy, z ulicy chcieliby uciec
Rap może być tymi drzwiami, a ciężka harówka kluczem

Nie wszyscy z nas mieli super, każdy dźwiga swe brzemię
Nikt, kurwa, z nas się nie chce czuć jak jebany ekskrement
Obyś patrząc na siebie widział-widziała zaletę
Autoagresja to kurwa, która chce cię skaleczyć

Nie robię rapu dla dzieci, choć mnie słuchają, tak bywa
Jak jesteś jednym z nich, to skup się teraz i nie przerywaj
Pierdol Stalina, Hitlera, a ich wyznawcy to głąby
Historia uczy, że skrajność prowadzi zawsze do wojny

Wbij se do głowy, że nieraz cię serce, synek, zaboli
Więc musisz zapuścić jaja wielkości piłek plażowych
Nie wszystkie ziomy, którymi się otaczasz są spoko
Wielu dla zysku ci w dupę wejdzie niczym proktolog

Bądź zawsze sobą, a dobrym ludziom okazuj serce
Ci wartościowi zaakceptują cię jakim jesteś
I chuj w resztę, zawistne rury kłamią bez skruchy
Nie jesteś gorszy, jeśli cię nie stać na drogie ciuchy

Bawią mnie ćpuny, jak bredzą w swoich trackach o flexie
I tu nie chodzi o wiek, mordo, rozumiem koncepcję
Lecz jak zabraknie tabletek, zrobi się szaro-chujowo
Skumasz, że ten typek w lustrze od dawna nie jest już sobą

Pamiętaj, mordo, że nałóg cię przecweli na wylot
Dragi i alk mogą zmieść cię z maty, niczym Khalidov
Nie jesteś kurwa jak Migos, ukradłeś mamie trzy dyszki
Uzależnienie oprócz ciebie rani wokół twych bliskich

Więc zamknąć pizdy, tej, śmieszą mnie nadal te mrzonki
Groupies odejdą razem z hypem, a kasa się skończy
Więc otwórz oczy, żebyś nie kimał w bramie bez forsy
Obyś krzyż na banknotach zamieniał sprawnie w trójkąty, kumasz?

Wszyscy toczymy wojny, codzienne bitwy
O przyjaźń, o związki, o szacunek, o bliskich
Cały czas ten sam instynkt pomaga nam przetrwać
Mimo, że nie żyjesz w dziczy, to gdzieś się czai drapieżca

Doceniam to, co mam i tych, którzy są obok
Mógłbym gdzieś teraz gnić pod mostem lub walczyć z chorobą
Pozdrawiam tych, co co noc kładą się do łóżka z myślą
Że jutro może być dzień, gdy stracą, kurwa, wszystko

Dedykuję to ministrom, premierom, prezydentom
Mnie naprawdę chuj obchodzi, która świnia dzierży berło
Macie dbać o społeczeństwo, a nie wsadzać kij w mrowisko
Gardzę wycieraniem gęby godłem, śliska dziwko

Gardzę pedofilią, oby wchłonął was ogień
Gardzę broniącymi pedo, co się zasłaniają Bogiem
To jest chore, sądy powinny skazać was w moment
Gdyby na Ziemię zszedł Chrystus, to sam by mieszał was z błotem

Gardzę każdym jełopem nie szanującym dziewczyn
Gardzę każdą idiotką nie szanującą mężczyzn
Gardzę tymi, którzy czują się od wszystkich lepsi
Nagrywam rap dla miastowych i dla tych, co są ze wsi

Dość bredni skrajnych środowisk po obu stronach
Macie klapki na oczach, a wszędzie szukacie wroga
Moim domem jest Polska, a nie walczące obozy
Chcę, żeby orzeł reprezentował wolność, dobrobyt

Nie muszę mieć złotej wanny, złoty sracz też pominę
Chcę, by mój hajs z podatków trafiał tam, gdzie powinien
Chcę móc zapewnić rodzinie ochronę zdrowia i standard
Który nie przypomina życia tuczników w klatkach

Chcę, by każda kobieta miała swobodną decyzję
Na temat swojego ciała, bez oceniania, bez ciśnień
Rząd niby chroni tak życie, lecz tak naprawdę ma gdzieś to
Że po przyjściu na świat trafisz do kibla jak śmieć

Jeśli ta treść cię obraża, po prostu wciśnij unfollow
Bo jeszcze nieraz cię, słonko, moje poglądy zabolą
Zostaw pod spodem komentarz, jak bardzo się mną zawiodłeś
Sekundę po przeczytaniu tego o tobie zapomnę

I mam w pompie tę wojnę, znów to powtórzę, dociera?
Podczas gdy wy się kłócicie, oni się klepią po plecach
Więc jak życzysz mi śmierci i się niezdrowo podniecasz
Życzę, by spadł ci na starość w środku pustyni fortepian

Każdy szczeniak czuje się tu bezpiecznie
Jesteśmy ponad podziałem, zanotuj sobie ten werset
Czuję awersję do głupców, a jest ich tu pełno
Pierdolę prowokatorów i atencyjne kurestwo

Jak to słyszysz, koleżko, i nagle bardzo żałujesz
Że logo BDF masz wytatuowane na skórze
Podsunę ci rozwiązanie, pójdzie w chuj łatwo, zobaczysz
Usuń w domu te dziary jebaną tarką do warzyw

To dla normalnych, bez skrajnie idiotycznych poglądów
Dziękuję wam z całego serca za wspólną podróż
Wszystkiego dobrego, ziomuś, naciskam wreszcie stop
Pozdrawia, Wasz niżej podpisany
Brain Dead Słoń

Cmok, kurwa, buziaczki, nara



Credits
Writer(s): Krystian Silakowski, Wojciech Zawadzki
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link