Niestety

Żadna praca poniekąd nie hańbi
Chociaż różne bywają zajęcia
Mąż mój katem jest na etacie
Ale nie ma do tego zacięcia
I dlatego co miesiąc przed pierwszym
Zaczynają się zwykłe kłopoty
Nie przynosi trzynastej pensji
Za to często do domu robotę

Niestety, muszę patrzeć jak się męczy
Kretyn, sam sobie wybrał to zajęcie
Po co, tak mnie i otoczenie dręczy
Co to? To tamten w kuchni znowu jęczy

Przyprowadza przeważnie wieczorem
Gości takich, że nawet pies warczy
Potem muszę nastawić kolację
Na śniadanie dla dziecka nie starczy
Po kolacji ostatnie życzenia
Nieraz muszę kanapkę zaścielić
Gdy pan, który przyszedł w sobotę
Pragnie zostać chociaż do niedzieli

Niestety, nie potrafię go wyręczyć
Dzieci, ze względu na nie przy nim sterczę
Debil, i z roku na rok coraz większy
Żeby, ten w kuchni wreszcie przestał jęczeć

A jak przy tym się niszczy podłogę
Co ja biedna mam począć z tym osłem?
Gdyby myślał o mnie choć trochę
To by kazał przynosić pantofle
Żeby chociaż po sobie posprzątał
Żeby wannę umył chociaż na dnie
Raz położył na miejsce narzędzia
Przecież wszystko można robić ładnie!

Niestety, on ma nawet brudną szyję
Kretyn, dlaczego ja z nim jeszcze żyję
Pętak, ja chyba w końcu go zabiję
Jednak, to dobrze, że, nie pije!



Credits
Writer(s): Jan Maciej Zembaty, Janusz Antoni Bogacki
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link