spóźniłem się

Nie zdążyłem na autobus, zrobiło się ciemno już
Czekam na kolejny i się zbliża jakiś łobuz
Chyba chwilę na mnie dybał pod latarnią
Która nic nie oświetlała
Pokazuje na nią brodą mówi, "Znowu dali ciała"

Przeprasza, że przestraszył, pyta czy może się dosiąść
Mówię, "Spoko", ma koszulkę za szeroką
Powłóczy smutno nogą brud, na butach razi w oko
Z twarzy jest podobny do nikogo

I mówi sorry, że z mojej strony ostatnio cisza radiowa
Nawet nie powiem co i jak no bo chyba gadać szkoda
Ja na to, "No nawijaj trywializm to nie przeszkoda, mordo"
I tak cię nie znam, po mnie to spływa jak woda (spływa jak woda)

Szybko uprzedza zanim padną pierwsze słowa
Że zbieżność osób i zdarzeń jest zupełnie przypadkowa
I zaczyna po głębokim wdechu

Tak szybko ta sobota czuję letarg poniedziałku
Zabawny ze mnie bankrut bo ostatnia flota
Poszła na brelok z Kubota i mandat za piwko pite w parku
Wracam właśnie z melanżu atmosfera raczej kiepska

Skondensowana konsternacja ludzie których nie znam
Emka jak zwykle nie weszła i zabrakło mi powietrza
Czyli bez zmian turbulencja jak zawsze
Jeszcze włączyłem alarm jak paliłem tam na klatce

W ogóle wiesz walczę o satysfakcję, a zadania takie mam
Że włosy z głowy będę rwał albo że chwilę zasnę
Już nie mówię nic ojcu ani matce, za to sąsiadowi napisałem wulgaryzm
Na masce flamastrem, poznałem tydzień temu taką jedną laskę
I na tydzień zakochałem się na zawsze

Zapomniałem o okładce czytanej ostatnio książki
Pisali w niej coś chyba na temat złotej gorączki
Żyję w trybie baczność spocznij życie uciera mi nosa
Dobra mordo, przerwa na papierosa

Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być, że cały czas coś nie styka
Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być, że cały czas coś nie styka

Dobra skończył (dobra skończył), wyrzuca niedopałek przeszkadza ci
Chaos w opowieści? Jeśli nie no to jedziemy dalej
Pamiętasz jak mama z tatą zwracali uwagę na to
Że nie wyszło z tą czy tamtą choć post factum

Zawsze była tylko koleżanką
Jak już się dowiedzieli to i tak ciebie niewartą
Romantyzm nikomu nie przypada do gustu
Teraz każdy chce mieć w łóżku dupy z reklam Kinder Bueno

Powyrywać z kolegą pokazać że daje radę nie być ckliwym
Za dekadę będzie żył z mamusią z reklamy Activii i
Mnie nie dziwi już ten pęd chociaż chciałbym
Przyhamować, a najchętniej wrzucić wsteczny

To całkiem niedorzeczne i to chyba już ironia
Widziałem maszynistę, który kładł się na torach
Pożył zgodnie z rozkładem i przyszła na niego pora
Leżał patrząc na zegarek, po czym wstał i odszedł w szale
Pociąg miał być o szesnastej, a nie przyjechał wcale (nie przyjechał wcale)

Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być, że cały czas coś nie styka
Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być, że cały czas coś nie styka

Dyssens, ze środowiskiem kiedy zachowuję ciszę
Gdy nie piszę to chcę mieć polisę na każdy polisem
Roztrzęsiona szczęka i pękam jak wstęga na otwarcie
Z życiem wchodzę w zwarcie

Ja od starych wsparcie mam jak w Sparcie
Uparcie chcę odzyskać tarcie
Ale popadam w stagnację coraz głębiej
Osiadam na mieliźnie kiedy poszukuję głębi

Coś na usta się ciśnie ale po co ryja strzępić?
Dobra na mnie czas bo widzę twój autobus
Za tydzień widzimy się znowu
Ej, stary serio wyglądam jak łobuz?

Serio wyglądam jak łobuz? (Wyglądam jak łobuz?)
Przecieram okulary, kto o czym mówił komu?
Ja po perypetiach busem a on per pedes do domu
Chcę go gonić ale za tydzień widzimy się znowu

Poza tym już podjeżdża mój autobus
Wyjmuję piątkę co dostałem od dilera
Żeby za bilet zapłacić, a z siedzenia ktoś się zbiera
Strzela (ała) mi szybko w zęby (kurwa) pieniądz łapie jeszcze w locie

Po czym sam leci, znika pod osłoną nocy
Przy pomocy tych latarni zaniedbanych nieco
Na które sam sobie się żaliłem, że nie świecą (nie świecą)
Dostałem łomot za monetę pierwszy pewnie nie ostatni
W naszej emzecie przecież nie można używać karty

Latarnie wciąż nie świecą, dzwonię do elektryka
Tak wcale być nie musi, że cały czas coś nie styka
Latarnie wciąż nie świecą, dzwonię do elektryka
Tak wcale być nie musi, że cały czas coś nie styka



Credits
Writer(s): Radosław Wcześniak
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link