Nagi lunch

Ile ja już żyłem w tym celibacie
Nie liczę już nawet który to rok
Myślę jak szybko zacząłem to brać
Nie zastanawiałem się czy wziąść
(?) wiedział ja też
To wszystko jak jeden zły sen co
Budzę się krzycząc na pomoc co noc
Na pomoc przychodzi mi kolejny lęk

Więc pod dywan zamiatam te błędy
Mówiąc do siebie lepiej się zastanów
Lepiej nie mieć tej śliskiej nawierzchni
Ale jeszcze gorzej jest nie mieć tego dywanu
Wyciągam wnioski bo życie to
Słomiany kolarz niewinnych nauk
Na samym dnie szlamu w tej dżungli bez kotów
Gdzie słychać tylko odgłosy owadów

I nie wiem czy kumasz co mówię
A jak już to tak pół na pół
Jakbyś wypił tą wódę i zagryzł pigułą
Na koniec dorzucił Cartoon Network
Powiedz którą chciałabyś być
Czerwoną, zieloną, niebieską
Chyba nie kumasz to kiepsko
Znowu lata z kanału na kanał
Jak dziecko

Tak to już jest mają mnie w garści
Czemu akurat mnie?
Śledzą mnie dziwne postacie
I idealny obraz moje (?)
Moja maszyna się chyba zacięła
Czy nawet zepsuła
Chodzę po mieście i ludzie
Się patrzą i śmieją jak w jakimś Truman

Ostatnio życie mi podaje tylko nagi lunch
Nagi, nagi, nagi, nagi lunch
W szklance mam lód, ona nie wie czy mi polewać
Pole, pole, pole, polewać
Zrobię to znów, przecież to nie mój bodyguard
Body, body, bodyguard
Nawet nie wiem czy mogę na sobie polegać
Pole, pole, polegać

Ostatnio życie mi podaje tylko nagi lunch
Nagi, nagi, nagi, nagi lunch
W szklance mam lód, ona nie wie czy mi polewać
Pole, pole, pole, polewać
Zrobię to znów, przecież to nie mój bodyguard
Body, body, bodyguard
Nawet nie wiem czy mogę na sobie polegać
Pole, pole, polegać

Miałem już przestać to pisać i iść w końcu w kimę
Ale muszę przyznać, że się trochę zraziłem do snów
To jak podróż w inną krainę, tyle, że zgubiłem bilet
I znów chodzę po głowie i widzę czego nie powinien
Ktoś żądny władzy jak duke
Ten najmniejszy kamień też stworzy lawinę
A moja świadomość działa jak pług
Mogę utonąć w pejzażu tych najgłębszych myśli
Styknie mi stąpać po ziemi
Bo nie imponuje mi już drybling gry
Dalej to kminisz i myślisz,
Że koleś zawodzi o niczym jak Michnik
Ja stawiam między siebie myślnik
I w odbiciu widzę jacy jesteśmy naiwni

Nie wiem czy śpię, czy kręcę lolka
Czy palę, czy kręcę jej loka
Leżę na jej nagim ciele i mam wrażenie
Jakby była zesłana od boga
Jej piękność mnie może opętać jak Loa
Nie boję się duchów od wczoraj
A może od dzisiaj
Bo sam już nie wiem czy
Mówię do siebie czy do niej

Muszę odpocząć o odświeżyć jaźń
Siadam w kawiarni na nocny taras
Łatwo powiedzieć, że piję i ćpam
Choć czuję żal to nie mam ochoty na płacz
Może bo nie mam już lęku na miny
I został tylko ten pusty słoik
Obejrzę sobie jakiś stary film
Bo od kilku dni David Lynch za mną chodzi

Ostatnio życie mi podaje tylko nagi lunch
Nagi, nagi, nagi, nagi lunch
W szklance mam lód, ona nie wie czy mi polewać
Pole, pole, pole, polewać
Zrobię to znów, przecież to nie mój bodyguard
Body, body, bodyguard
Nawet nie wiem czy mogę na sobie polegać
Pole, pole, polegać

Ostatnio życie mi podaje tylko nagi lunch
Nagi, nagi, nagi, nagi lunch
W szklance mam lód, ona nie wie czy mi polewać
Pole, pole, pole, polewać
Zrobię to znów, przecież to nie mój bodyguard
Body, body, bodyguard
Nawet nie wiem czy mogę na sobie polegać
Pole, pole, polegać



Credits
Writer(s): Bartlomiej Gargula
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link