Płochocińska Freestyle

Białołęka
Biało, bia-biało, ej, ej
Znowu sam, znowu sam, znowu sam jak palec
Pośród czterech ścian tylko ja w złym stanie
Nie chcę skończyć jak błazen, tylko robić dalej swoje nienagannie
W sumie czuję się tu dobrze
Więc czemu robię problem? Ty mi odpowiedz
Czemu chce mi płakać się tu ciągle?
Wciąż zamknięty w sobie, te teksty to moja spowiedź

Białołęka, już nie ma czasu na nudę
Głowa pęka, praca a do tego student
Chciałem sześć dych na minutę, zamiast tego na dzień stówę nazbieram
Chciałem podbijać Warszawę i robić w niej muzę, lecz chyba to jeszcze nie teraz, ej

Białołęka
Trzeba dorastać, załatać każdą bliznę
Ciężko jest mi łazić po kolegach, tu ich nie mam
Więc weź powiedz na osiedlu, że wychodzi nowy mixtape
To wychodzi ze mnie w ciągu kilku sekund
Zaraz nagram to na szybko i pierdolnę do eteru (albo w eter)
Ciągle wspominam co było za dzieciaka, gdybym miał okazje wrócić bez problemu wcisnę enter
Wtedy wcale nie przejmowałem się tym co mam
Ani tym bardziej tym co będzie
Nocna lampka by się nie bać spać
A teraz chyba kurwa już wcale nie śpię
Chociaż chciałbym żeby moje życie było tak jak sen
Live your best life, niewiele zostanie tu po nas
Chciałbym dbać o każdą chwilę, każdy wers, każdego pieska
Za 100 lat nie wysłucha tego nikt bo będzie tonął w śmieci tonach
Więc szanuj planetę bo możesz być ponad
Dzisiaj przyjąłbym każdego w swe ramiona
Chociaż jeszcze do niedawna sam bywałem takim śmieciem, który olałby każdą z kolejnych porad
To nie wstyd się przyznać, przynajmniej to nie wstyd na freestyle
Szukam swojego ja bo chcę mieć styl na rytmach
Bo marzę o tym żeby zrobić kwit na liczbach, będąc szczerym

Białołęka, już nie ma czasu na nudę
Głowa pęka, praca a do tego student
Chciałem sześć dych na minutę, zamiast tego na dzień stówę nazbieram
Chciałem podbijać Warszawę i robić w niej muzę, lecz chyba to jeszcze nie teraz

Kolejna bariera
Chociaż jak się zepnę to pewnie jej nie ma
Znowu wymyślam by nie wychodzić na lenia
Już taki jestem i chyba nie zmienię tego za nic - to się tyle lat nie zmienia
W tym roku dwadzieścia lat, dalej czuję się jak dziecko
Żadne wydarzenie nie sprawi żeby to pękło
Moje życie to niebo, a nie piekło
Po prostu mimo tego nie codziennie bywa lekko, ale...
Nie zamienię swego na żadne inne
Od urodzenia poznawałem miłość, nie krzywdę
Od urodzenia wierzyłem że będę na szczycie
I się nie zmienia to, że moja wiara nie zniknie
Wyjebane w religie
Wierzę w siebie - marzenia to mój przepis na życie
Bo chcę przeżyć je najlepiej, spełniać cele, póki mogę
I choćby to trwało wiecznie to wybrałem swoją drogę



Credits
Writer(s): Maciej Paderewski
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link