Zebra
Jak zebra się wtapiam
W krajobraz wszechświata
W Pospolitej Rzeczy wciąż tkwię
Słucham Cię skórą
Swą miękką strukturą
Pochłaniam
Jak zebra się wtapiam
To sztuka przetrwania
W Pospolitej Rzeczy wciąż tkwię
Słucham
Ty słuchaj mnie
Czuję żal, czuję swąd, czuję ciężar niedopranych spraw
Ile razy udowadniać mam
Ile razy udowadniać sobie, że jestem warta
Że jestem warta
Prosto siądź, grzeczna bądź, ustal sobie w życiu jakiś cel
Ale jak do niego dążyć mam, skoro życzą mi bym była martwa
Znów jestem martwa
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Mówią, że sky is the limit
Ale tylko jeśli trzymasz z nimi
Czy wystarczy wam głośny nick
Czy wystarczy wam, że nie trzymam z byle
Nie trzymam z byle kim
Zapisz to, zacznij, skończ
Powiedz jeszcze jak mam wdychać tlen
No i jak do celu dążyć mam
Skoro już w szufladzie zatrzasnąłeś mnie
Zatrzasnąłeś mnie
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Próbują siebie mi zabrać, próbuje w sobie się zebrać
Przechodzą nade mną zbyt łatwo, na ulicy leżę jak zebra
Spojrzenia biegną po pasach, wciąż myślą
Że widzą mnie czarno na białym (lecz)
Od zawsze odstaje od stada, nie daje się łatwo oprawić
Na grzbiecie pręgi jak piętno, przygody szkic rozpasanej natury
A jednak gdzie indziej tkwi moje piękno
Choć nie widzą nic oprócz skóry
Jestem z przedziwnego rodu ptaków nielotów i albinosów
Latających ryb i wszystkich tych, co nie mogą wtopić się wokół
Znów biorę nogi za pas, bo nie pasuje i tego nie zmienię
Nie dla mnie mroki czy blask
Wśród plemiennych barw chce być światłocieniem
Widzą tylko klawiaturę, prostą monochromię milczących klawiszy
Kim jestem powiedzieć nie umiem, póki nie usłyszą muzyki
W cudze iluzje tak pięknie ubrani
Cudzym iluzjom tak ślepo oddani
W cudze iluzje tak pięknie ubrani
Cudzym iluzjom tak ślepo oddani
Bez granic
W krajobraz wszechświata
W Pospolitej Rzeczy wciąż tkwię
Słucham Cię skórą
Swą miękką strukturą
Pochłaniam
Jak zebra się wtapiam
To sztuka przetrwania
W Pospolitej Rzeczy wciąż tkwię
Słucham
Ty słuchaj mnie
Czuję żal, czuję swąd, czuję ciężar niedopranych spraw
Ile razy udowadniać mam
Ile razy udowadniać sobie, że jestem warta
Że jestem warta
Prosto siądź, grzeczna bądź, ustal sobie w życiu jakiś cel
Ale jak do niego dążyć mam, skoro życzą mi bym była martwa
Znów jestem martwa
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Mówią, że sky is the limit
Ale tylko jeśli trzymasz z nimi
Czy wystarczy wam głośny nick
Czy wystarczy wam, że nie trzymam z byle
Nie trzymam z byle kim
Zapisz to, zacznij, skończ
Powiedz jeszcze jak mam wdychać tlen
No i jak do celu dążyć mam
Skoro już w szufladzie zatrzasnąłeś mnie
Zatrzasnąłeś mnie
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Tożsamościowa pustka i we łzach
Czekam żeby przeżyć tutaj swój najlepszy czas
Brak perspektyw i kilo plus dwa
Ile waży mój strach, chcę odszukać swój trakt
Próbują siebie mi zabrać, próbuje w sobie się zebrać
Przechodzą nade mną zbyt łatwo, na ulicy leżę jak zebra
Spojrzenia biegną po pasach, wciąż myślą
Że widzą mnie czarno na białym (lecz)
Od zawsze odstaje od stada, nie daje się łatwo oprawić
Na grzbiecie pręgi jak piętno, przygody szkic rozpasanej natury
A jednak gdzie indziej tkwi moje piękno
Choć nie widzą nic oprócz skóry
Jestem z przedziwnego rodu ptaków nielotów i albinosów
Latających ryb i wszystkich tych, co nie mogą wtopić się wokół
Znów biorę nogi za pas, bo nie pasuje i tego nie zmienię
Nie dla mnie mroki czy blask
Wśród plemiennych barw chce być światłocieniem
Widzą tylko klawiaturę, prostą monochromię milczących klawiszy
Kim jestem powiedzieć nie umiem, póki nie usłyszą muzyki
W cudze iluzje tak pięknie ubrani
Cudzym iluzjom tak ślepo oddani
W cudze iluzje tak pięknie ubrani
Cudzym iluzjom tak ślepo oddani
Bez granic
Credits
Writer(s): Jaruszewski Jaroslaw Jozef, Bronczyk Krzysztof, Marzec Klaudia
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2025 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.