(Chyba) Ostatni Dzień

Uwielbiam pracować, kiedy wszyscy zamkną usta
Niczym upiór bez wakacji boję się lustra
Zawodzę nocami
Bo zawiodłam się na ludziach
Potrzebuję transformacji
W środku jestem niczym Gustaw

Chcę zrozumieć twoje racje
Ale nie drzyj na mnie ryja
Mówi, że to ciężki rok
Wiedziałam to od stycznia
Widzę każde odcień czerni
Skala chromatyczna
Trzy osobowości kłócą się jak opozycja we mnie

Cholera jasna
Na cholerę ja tu jestem
Lubiłam się bać
Bo nie znałam strachu jeszcze
Sypie sól na rany
Przyprawiam się o dreszcze
Potrafię znaleźć atak prawie w każdym komplemencie

Mój wewnętrzny zgrzyt już zamieszkał we mnie
I nie widział szansy
A ja widzę beztalencie
Zapomniałam czytać
Nie zalegam w bibliotece
Mój sukces był przez wojnę
Na pewno nie przeze mnie

Jeśli mnie pytasz, idzie już apokalipsa
Ludzie siebie zniszczą
Zegar dawno zaczął tykać
Wszędzie będą wrzaski
Porodowa akustyka
(Nie bywam na imprezach, bo bym pewnie psuła klimat)

Nie muszę iść do kina
By zobaczyć wieloryba
Patrzę ładnym wzrokiem na to jak sama przytyłam
Celebrować swoje ciało
Może jakaś celebrytka
Przede mną lustro pęka, niczym iPhonowa szybka

Cholera jasna
Na cholerę ja tu jestem?
Lubiłam się bać
Bo nie znałam strachu jeszcze
Sypie sól na rany
Przyprawiam się o dreszcze
Potrafię znaleźć atak prawie w każdym komplemencie

Mój wewnętrzny zgrzyt już zamieszkał we mnie
I nie widział szansy
A ja widzę beztalencie
Zapomniałam czytać
Nie zalegam w bibliotece
Mój sukces był przez wojnę
Na pewno nie przeze mnie

Przykładam swoją duszę
To niezwykłe tłumaczenia
Spokój zwykłych ludzi jest obiektem moich westchnień
Wlałam w siebie gorycz z starym sowieckim mlekiem
Dziewczynki do podręcznych
Chłopcy się tam rodzą w dresie



Credits
Writer(s): Anastasiia Ivakhnenko, Kacper "nestor Garde" Kondracki
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link