Plastik
Mam takie podejście
Że jak coś jest niezgodne ze mną
To nie podchodź, bo to nie przejdzie
I tyle na barach, że w drzwiach się nie mieszczę
A lekko tu przechodzi ludzkie pojęcie
Jak czujemy chemię
To z zasady kwasy są nam obojętne
Ale też przyrzekłem już nigdy nie mówić "na zawsze"
Bo jeszcze się stanie to wieczne
Odpuliłem trasę i koncerty letnie
Straciłem na tym Twoją roczną pensję (sorry, ziomek)
Na jedno pstryknięcie się zmienia tu
Pretensję w pensję i presję w depresję
Im dłużej w tym jestem, tym większe objekcje i pewność
Że Twój idol jest zwykłym fake'iem
Proporcjonalnie ten necklace
To świadczy jedynie o większym kompleksie
Się zdaje to ciężkie
A na moim karku i szyi mam bliskich objęcie
Dobrze się zastanów, kim chcesz być i jesteś
Spokojnie, do tego Ci zostawiam Przestrzeń
Ponownie przemieszczę się z miejsca na miejsce
Jakbym był tylko obiektem
W mieście, gdzie wszyscy się plamią
A przez to powietrze cuchnie detergentem (a my...)
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Poprzybijani jak w ceglane ściany
Na nich obrazy i gwoździe
Jak Amerykanie zwiedzamy te stany
Tak umorusani przez bodźce (bodźce)
Nie chcę już patrzeć na zwłoki ziomali
Więc uciekamy bezzwłocznie
Łuki to ziombel
Pewnie w tym roku się przyjdzie połączyć ponownie
Bo Mati to hombre, mówił, co mi się należy
Więc przychodzę po to, co należy do mnie
Jeszcze tylko zrobię ten krążek
I krążek, i krążek, i krążę, a potem odpocznę
Tu, gdzie albo kończy się wszystko co dobre
Albo wszystko kończy się dobrze
Zmieniłem traf na fart - niby to samo, no ale odwrotnie
Znów jestem w napięciu, a te dźwięki to już przester
Zaprzestańcie fanatycznie wierzyć w poli-ester
W czasach, gdzie cokolwiek zmienia wszystko
Dłużej nie chcę Oddychać sztucznym powietrzem
Oddajcie mi przestrzeń
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Że jak coś jest niezgodne ze mną
To nie podchodź, bo to nie przejdzie
I tyle na barach, że w drzwiach się nie mieszczę
A lekko tu przechodzi ludzkie pojęcie
Jak czujemy chemię
To z zasady kwasy są nam obojętne
Ale też przyrzekłem już nigdy nie mówić "na zawsze"
Bo jeszcze się stanie to wieczne
Odpuliłem trasę i koncerty letnie
Straciłem na tym Twoją roczną pensję (sorry, ziomek)
Na jedno pstryknięcie się zmienia tu
Pretensję w pensję i presję w depresję
Im dłużej w tym jestem, tym większe objekcje i pewność
Że Twój idol jest zwykłym fake'iem
Proporcjonalnie ten necklace
To świadczy jedynie o większym kompleksie
Się zdaje to ciężkie
A na moim karku i szyi mam bliskich objęcie
Dobrze się zastanów, kim chcesz być i jesteś
Spokojnie, do tego Ci zostawiam Przestrzeń
Ponownie przemieszczę się z miejsca na miejsce
Jakbym był tylko obiektem
W mieście, gdzie wszyscy się plamią
A przez to powietrze cuchnie detergentem (a my...)
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Poprzybijani jak w ceglane ściany
Na nich obrazy i gwoździe
Jak Amerykanie zwiedzamy te stany
Tak umorusani przez bodźce (bodźce)
Nie chcę już patrzeć na zwłoki ziomali
Więc uciekamy bezzwłocznie
Łuki to ziombel
Pewnie w tym roku się przyjdzie połączyć ponownie
Bo Mati to hombre, mówił, co mi się należy
Więc przychodzę po to, co należy do mnie
Jeszcze tylko zrobię ten krążek
I krążek, i krążek, i krążę, a potem odpocznę
Tu, gdzie albo kończy się wszystko co dobre
Albo wszystko kończy się dobrze
Zmieniłem traf na fart - niby to samo, no ale odwrotnie
Znów jestem w napięciu, a te dźwięki to już przester
Zaprzestańcie fanatycznie wierzyć w poli-ester
W czasach, gdzie cokolwiek zmienia wszystko
Dłużej nie chcę Oddychać sztucznym powietrzem
Oddajcie mi przestrzeń
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Nie wdychamy słów rzucanych gdzieś w oddali i na wiatr
Spotkajmy się w klatce, w której staliśmy ostatni raz
Z ostatniego w bloku widać, że pod konstelacją gwiazd
Płynie jebany plastik
Credits
Writer(s): Tiberiu Chitu, Lukasz Opilka
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2024 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.