Będziemy Dziećmi

Na początku
Każdy potrzebuje jakiejś wskazówki, pomocnej dłoni
My dzisiaj zaczniemy to bardzo prosto
Zaczniemy to po prostu w ten sposób

Klasz na 3 i 4
Klasz na 3 i 4
Klasz na 3 i 4
Klasz na 3 i 4

Klasz na 3 i 4
Klasz na 3 i 4
Klasz na 3 i 4
Klasz na 3 i 4

To idzie do wszystkich ziomków (okej)
Co noszą już długie spodnie (tak jest)
Piją tę goudę co piątek (huh)
I chcą wyglądać groźnie (hej)

Blizny na głowach, złamane nosy, braki w uzębieniu
Błysk w oczach, spliff'y w dłoniach, wyroki w zawieszeniu
To idzie do wszystkich dziewczyn (okej)
Co noszą wysokie szpilki (tak jest)

Lub kicksy i w jeansy wsuwają swoje okrągłe tyłki
Minispódniczki, szminki, tusze do rzęs i cienie
Zniżki, butiki, aerobiki, bijatyki przy przecenie
To idzie do wszystkich zarobionych jap - yuppies

Co wsiadają w Porsche, kiedy po robocie śmigają na klawisz
Zegarki za parę koła, garniaki bardziej pokaźnie
Każda karta złota, loga nawet na prr taśmie
To idzie do wszystkich dumnych business łoman, łomen, łymyn?

Do góry broda bo wokoło woda i aligatory swimmin'
Nowa garsonka, nowy garson w nowej garsonierze
Na szyi to kolia czy garota? Nawet powietrze się nie nabierze

Nieważne jaki bój toczymy ze światem
Nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek
Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek
Będziemy zawsze dziećmi naszych ojców i matek

Nieważne jaki bój toczymy ze światem
Nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek
Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek
Będziemy zawsze dziećmi naszych ojców i matek

To idzie do wszystkich przedstawicieli, co nadużywają władzy
Na nic odznaki i krawaty - pod koniec i tak jesteśmy nadzy
Sznur ochroniarzy dookoła koła, dygnitarzy dookoła koryta
Każdy się patrzy spod byka - Viva la corrida!

To idzie do wszystkich celebrytów dla których spełnieniem snów
Jest foto na tle logotypów i podziw u telewidzów
Parę szwów tu, parę szwów tam, "parę"
Chirurg milczy jak grób, ale kto przymknie oko sam puści parę

To idzie do wszystkich twórców, wróć - ar-tystów
Co żyją pod wpływem impulsu, gdzieś na skraju krainy zmysłów
Z dala od śmiertelników, gdzie wszystko jest tak ulotne
Ale jak śmierdzi w kiblu to i z krainy ten smok nie rusza o krok się - stój... przy oknie

Nieważne jaki bój toczymy ze światem
Nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek
Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek
Będziemy zawsze dziećmi naszych ojców i matek (okej, okej)

To idzie do mnie, to idzie do mnie, to idzie do mnie i Ciebie
Od urodzenia co krok, codziennie mamy tu mniej siebie
Co doświadczenie, wkładamy na siebie kolejną warstwę, maskę
Tarczę, plaster, nie da się być przecież dzieckiem zawsze

Mam rację? Uciekamy od tego co w nas naturalne, szczere
Łamani fałszem, krytykanctwem, nawet własnym sumieniem
Strusi łeb chowamy w ziemi - pseudo bezpieczni, kopiemy pod sobą dołki
W obliczu śmierci i tak będziemy bezbronni jak noworodki

Nieważne jaki bój toczymy ze światem
Nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek
Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek
Będziemy zawsze dziećmi naszych ojców i matek

Nieważne jaki bój toczymy ze światem
Nieważne ile zbrój wkładamy przy tym i masek
Jakimi tu czyni nas każda z ról i przypiętych łatek
Będziemy zawsze dziećmi naszych ojców i matek



Credits
Writer(s): Kamil Marcin Rutkowski, Lukasz Robakiewicz
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link