Act III

Zdarzało mi się myśleć o korzyściach nie raz
Lecz ta myśl wciąż pozostaje w myślach nie w czynach
A gdy czas się zbliża w pogoni za sosem
W mimikach twarzy innych widzisz, że każdy kręci nosem (bo)
Chcą wszystko dla siebie – spokojnie ja poniosę
Cały dobrobyt Twój, w dodatku swój niosę
Wypchany po brzegi wór pieniędzmi
I doceń to bo silny ze mnie stwór nędzy
A oceń go, że jest chciwy to do piekła Cie zaniesie
Byś spotkał się z pamiętliwym bossem bo tak zwie się
On w ręku trzyma trójząb, a nie kose
I czy wiecie, że z kostuchą spotkasz się z przelotem ku Twojej uciesze
Dlaczego czego nie zrobie wystawiam na próbe
Jest w tym coś wstydliwego czuję się jakbym był czubem
Czułem, że jest to prawda gdy snułem się na ulicy
A ponure widziałem kolory gdy piłem wóde
Do póty kirałem koks i w morde sobie plułem
Jak co noc kombinowałem sos żeby paluchem
Wcierać w dziąsło koke by czuć moc lecz na puche
Nigdy nie miałem czasu, a hajsu w ogóle
Lecz chciwość zniszczyła me imię, zniszczyła też miłość
Zrzucając na mnie winę, a ma przyszłość?
Nie ma jej bo na linę rzuciłem się i się powiesiłem, tyle!

Ile jesteś w stanie sobie zarzucić?
Tyle, że połowę muszę porzucić
Lecz się nie da więc życie swe musiałem skrócić
Do wspomnieć wrócić, przemyśleć (no i się nad tym skupić)
Co wtedy czułeś? Zażenowanie
Żal do samego siebie, a wiecie, że miejscu stanie
Jest tak uciążliwe, że branie dragów, które wjeżdżają na banie
Dają znieczulice czasem
A czasem jak za pierwszym razem dają euforię
Ja podaje Tobie widok na moje i jej złoto pokitrane w torbie
Już masz, a torbę zarzuconą masz na sobie
Idziesz w siną dal ze złotem, a gdzie? Nigdy się nie dowie
Za to powiedz jak się czułeś gdy stałeś naprzeciw tego
Którego okradałeś bo byłeś chciwy
I bardzo chciałeś mieć jak najwięcej dla siebie chamie
Czy się go bałeś czy w sytuacji zaistniałej

Panie sumienia się obawiałem, było co raz ciężej
Z myślami nieczystymi nie da się żyć idzie prędzej
Się powiesić dlatego to zrobiłem
I niech każdy uwierzy
Że w życiu da się z małych rzeczy cieszyć (dokładnie)
Mówię Ci, znam takich co są pozerami
Uwierz mi padaki nie odróżnisz od takich
Mataczy i zaznaczy, że inny ma braki w charakterze
A sam jest pazerny na pekiel
W areszcie by nie wytrzymał dnia, a w parterze
Dostałby ostry wpierdol bez wstępnych orzeczeń
Wiesz co mam na myśli? Większość z nich to frajerzy
Nie zaprzeczę, nienawiści mi nie brak do nich przecież
Nie chce mi się gadać kto ma wiedzieć ten wie
Trzeba działać, trzeba pracować nad sobą co dzień
Wolę odstawać od społeczeństwa charakterem
Jestem sobą, PSYCHORAPEREM, nie jestem zerem!
Stroń od chciwości bo Cię spotka kara sroga
Zobaczysz sam w sobie potwora
Zobaczysz jak to jest być tym z kim
Nie chciałeś na co dzień żyć bo miałeś go za wroga
Wartości twych a chciwości nie brak Ci
Więc od niej stroń bo będziesz jak Ci co nie stronią
I biedni po świecie chodzą wierni swej chciwości
I nic z tą chciwością nie robią

Więc tak, byłem zbyt chciwy, poniosłem klęskę
Zależny od kobiety, której oddałem swe serce
Chciałem tylko więcej, więcej brat uczucia
Choć mówiła, że mnie kocha to ja nie widziałem w oczach
Gdy coś czuła zrozum mnie kurwa to nie jest łatwe
Przecież jesteś najważniejszy po co robisz takie akcje
Fatalnie wszystko nagle poszło się jebać
Z nią bym ułożył brat życie a tu jednak nie tak jak być powinno
To koniec – powiedziała – znajdź sobie inną przestałam Cię już kochać
Mimo, że nas łączy dziecko daj se spokój
I o miłość więcej nie proś to przeszłość
I wtedy mną ogarnęło piekło
Żadnej już kobiecie nie zaufam
Teraz wiem to
Pazerny na miłość?
O nie, już na pewno
Nie będę aż tak głupi
Żyje dla swojego syna jednak wciąż diabeł mnie dusi



Credits
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link