Wylinka

Jestem jak sztorm, największa z powietrznych trąb
Najgorsza z klątw, bagnet na broń
Niewierni idą na stos

Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę

Wiem jak to jest być spłukanym i w życiowej dupie, w robocie jebać na kogoś
Nikt mi się, kurwa, nie pytał, co myślę i czuję, byle harować jak robot
W sercu samotność rozlała się niczym smoła, wszystko sczerniało tak, jak mój nastrój
Dobrze, że nie miałem dostępu do Glock'a, bo czułem się jak Michael Douglas w "Upadku"

Pow! Tyrałem jak wół, robota w Glasgow, nosiciel kartonów
I mimo że zacząłem zarabiać hajs, to nigdy nie czułem się tam jak w domu
Bez naciąganego patosu, bez tanich bredni, bez farmazonów
O mały włos zaryłem śmietnik i dobrze pamiętam, kto wtedy mi pomógł

To w dżungli z betonu codzienność, każdy ma w chuju kim jesteś
Życie nam sprzedaje wpierdol, i może to sygnał, żeby wytrzeźwieć
Nie chcę ci prawić morałów, nie będę jak mama cię ciągnąć za rękę
Nazwałem ten utwór "Wylinka", bo zmieniam skórę dziś tak, jak węże

Zostawiam serce na beatach, mieszanka rapera i kardiochirurga
Jeśli nie leży ci moja nawijka, jakoś to zniosę, więc, pało, wykurwiaj
Mam także coś z głupca, gafy popełniam, koleżko, jak każdy
Mam w CV tak dużo błędów, że mógłbym dziś pić korektor na flaszki

Moje katharsis to polubić siebie i zabić dawne rozterki
Upór to silnik Husqvarny, szarpie rozrusznik, by się rozkręcić
Mam też problemy, czasami siada mi system i też mam dość
Zostawiam słabości za sobą, zaczynam linieć jak wąż

Jestem jak sztorm, największa z powietrznych trąb
Najgorsza z klątw, bagnet na broń
Niewierni idą na stos
Zmieniam dziś skórę jak wąż

Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę

Raperów ciągnie do proszków, ja chcę mieć zasrany spokój
Nie ma już ćpania w tygodniu, a po wódę sięgam tak dwa razy w roku
Nie chciałem brać psychotropów, co rusz to flaszka i zatkany nos, ziom
Jak myślisz, kto z tobą zostanie, gdy przestaniesz stawiać szampana i koks? Wow

Miałem już dość, i jeśli też to odczuwasz, to idź na terapię
Uzależnienie, psychiatryk, nie znam nikogo, kto wygrał z melanżem
Czułem się, kurwa, fatalnie, na łóżku wiłem się, pocąc po nocach
Środki nasenne i stany lękowe kłują jak żądło skorpiona

Czas to pochować, zostawić daleko w tyle tą zgniłą powłokę
Filtry na Insta nie zatuszują twych łez płynących spod powiek
Xanaxy wycisza twój problem, a kryształ poprawi ci nastrój
Rzęzisz jak zatarty silnik, ledwo pracując ostatkiem synapsów

Niech się odjebią ode mnie, mam dosyć problemów tych ćpunów
Nie ja ci kazałem codziennie katować kichawę na umór
W chuju mam twoje problemy, skupiam się, kurwa, na swoich
Gdzie byli ci wszyscy koledzy, kiedy nie mogłem stanąć na nogi?

Już dosyć mam bzdur, chuj mnie obchodzi, co gada szemrany prorok
Najlepsze, co w życiu mi wyszło, to zaprzyjaźnienie się ze samym sobą
Chciałem się odciąć od syfu, tabula rasa, zamykam rozdział
Twarze ex-kumpli w pamięci blakną jak daty na starych nagrobkach

Jestem jak sztorm, największa z powietrznych trąb
Najgorsza z klątw, bagnet na broń
Niewierni idą na stos
Zmieniam dziś skórę jak wąż

Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę



Credits
Writer(s): Krystian Silakowski, Wojciech Zawadzki
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link