Stary kamieniarz

Na pograniczu cmentarza
Gdzie tysiące dusz spoczywa
Mały domek sobie stał, na mogile o włos
Kamieniarza, który bardziej dbał o kamień
niż o syna
Żona zmarła przy porodzie i pozostawiła owoc

Na pograniczu cmentarza gdzie
Tysiące dusz spoczywa
Mały domek sobie stał na mogile o włos
Kamieniarza, który bardziej dbał o
Kamień niż o syna
Żona zmarła przy porodzie i pozostawiła owoc
Teraz go obwinia, nakłada obowiązki
A miał usiąść do pianina
Na konkursie Chopinowskim
Teraz dźwiga duże kostki na chudym korpusie
Czaisz?
Wszędzie martwi ludzie
Też bym zapierdolił w klawisz
Każdy palec paraliż
Taki pełnoletni wcześniak
Ty go pewnie nie pochwalisz, sam łazisz kurwa
Jak wieśniak Pretensje miał do ojca
Że publika jest milcząca
Jеmu stary grał na nerwach
On nie grał od miesiąca
"Syn grabarza" wołali i żartowali z chłopca
Żе w przerwie między świętami pewnie jeździ
Do Zakopca
Zapierdol z terminami
Leci kolejna nocka
Ręcznie szlifuje granit
Kurwa dla innego wdowca
Chłopak z niego był wzorowy
Jak Wiesława Szymborska
Chociaż praca była szorstka
Totalna beznadzieja
To jak ten raper-uchodźca co po
Polsku nic nie skleja
Wycisnęli sok z owoca, kurwa nawet z kamienia
Kuty marmur, stuku-puk
W głowie setki nut w szeregu
Twarze patrzących miniatur
Ofiar raka i wylewu
Na kamieniu kruk, bo kolejny trup przybędzie
Nigdy nie zapomniał jak się
Gra na instrumencie
Kamieniarz z zakupów zawsze
Wracał po godzinie
Wtedy uciekał z pracowni
Żeby usiąść przy pianinie
Pięciolinie zapisze, ja cię proszę, ptaku leć

Kiedy uderzał w klawisze słuchała
Go tylko śmierć
Tańczą obok siebie na wosku płomienie świec
Kiedy uderzał w klawisze słuchała
Go tylko śmierć
Zagrałby dla mamy, ale nie miał żadnych zdjęć
Kiedy uderzał w klawisze słuchała
Go tylko śmierć

Kamieniarz lokalny potomka wciąż wini
Więcej zrobił dla umarłych
Niż dla tych którzy żyli
Opisuje żywot tych owoców niedojrzałych
Wy opisujecie kurwy na komendzie podejrzanych
Małolat ma zajęcie, kiedy klasa na turnusie
Jego jedyne marzenie
Żeby zagrać na konkursie
Po co ma otwierać buzię
Niech usłyszą na żywo
Może wtedy z niego ujdzie to
Co w środku go dręczyło
Na przemian ucieczki i ojcowski rygor
Zbieram owoce grzechu, jestem poetą ich imion
Stawiam im grobowce, każda historia jest inną
Ja podziwiam pianistę, oddałbym mu wszystko
Bo załapał się na listę, a był szarą myszką
Stary Bonifacy popierdolony od pracy
Nie wiedział ile to znaczy
Śmierć słucha i patrzy
Idąc korytarzem pośród pachnących bogaczy
Rozmawiała z kamieniarzem
Ty bądź moim gospodarzem
Jeden został strażakiem
Bo od dziecka służył Bogu
I wyciąga resztki rodzin
Z rozjebanych samochodów
Drugi ma cztery córki w
Czterech rodzinach zastępczych
Odbiera cztery komórki przy
Butelce na przełęczy
Trzeciemu siadły organy
Od środka go wpierdala
Ma przeszczep dopasowany
Rodzina się nie przyznała
Czwarty to syn kamieniarza
Stoi sam przy grobach
Bo jego przyjaciel z klasy
Umarł na makowych polach
Młody sobie dumał, kiedy posągi wykuwał
Stary wybaczyć nie umiał, bo jak prosił
To nie słuchał
Proszę wpuść mnie na kuluar
Daj siąść do instrumentu
Coraz większymi krokami zbliża
Się termin występu
Czuję się jakbym nawijał płytę
Na jednym wdechu
Bo pochłania go mogiła
Jak nie uwalnia talentu
Przyszło zamówienie duże od stałych cyganów
Widzę prognozę opadów złotych liter
Czarnych kwiatów
Dzień i noc pod monolitem
Zgromadzenie ptaków
Wie że ojciec będzie jechał
Bo brakuje materiałów
Drogich kilogramów marmuru ze Szwecji
Ciało do garnituru, ucieczka w dyskrecji
Pędzi w pośpiechu pianista
Ona jedyna go śledzi w drodze z cmentarzyska
Każdy palec świerzbi
W pamięci wszystkie nazwiska
W filharmonii siedzi stara sędziowska komisja
Nie obraca głowy, ptaszek leci, leci, leci
Taki lokalny chłopaczek, murarz bez narzędzi
Jeszcze nie wie co się święci
Stary kamieniarz i reszta
Tych co pracą pochłonięci
Nie zauważają dziecka
Skutek, konsekwencja, zasmarkany chłystek
Kiedy używał szarierki
Młody miał życiowy występ
W sercu insekt, czy można by lepiej rzec

Kiedy uderzał w klawisze
Słuchała go tylko śmierć
Usiadł na krzesełku, nie musi donikąd biec
Kiedy uderzał w klawisze słuchała
Go tylko śmierć
Mały owoc grzechu, którego nie można mieć
Kiedy uderzał w klawisze
Słuchała go tylko śmierć

Ta melodia trafia do mnie
Wszyscy brawa gromkie
Tak porwała śmierć widownię, ja byłem pewien
Że porwie Pierwszy uśmiech z ulgą
Zostaw mu na chwilę
Jeszcze dżentelmeński ukłon i z
Powrotem na mogiłę
Zabiera nagrodę główną, taką jakiej nie masz
W drodze wymyśla wymówkę
Którą przetrawi kamieniarz
Ty ojca córek pamiętasz, tańczącego w deszczu
Wracał samochodem, najebany sam po zmierzchu
Poczuł uderzenie kiedy sięgał po butelkę
I dwanaście metrów dalej znaleziono statuetkę
Ojca sumienie uspane, został zaskoczony
Przyjechali z informacją
Że syn został potrącony
Zobaczył go patrol, sprawca nie odnaleziony
I pochował go kamieniarz zaraz
Obok swojej żony
Wszystko straciło znaczenie, dociera powoli
Teraz jak robi nagrobek swojemu synowi
Zapierdalasz jak parobek, potem udajesz
Że nie wiesz
Po co ci dorobek, kiedy sam się zestarzejesz?
Zanim osiwiejesz, zastanów się czasem
Jaki jesteś i czy kurwa
Chcesz być starym kamieniarzem
Trzymajcie się razem, dumni ale skromni
Ojciec gada do figurki
Którą postawił w pracowni



Credits
Writer(s): Phono Cozabit
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link