Pętla

Przyszli do niego w dzień urodzin
Od stóp do głów dobre chęci i podziw
Dla jego pracy i jego kultury
Zakrwawione dłonie, a na ich szyjach sznury

Przyszli do niego późnym wieczorem
By zasiać zamęt by stał się potworem
Dla siebie samego i wszystkich dookoła
To bez znaczenia, że to nie jego rola

Nie ma początku i nie ma końca
Ciało wbite w bruk, w oczach żar słońca
Zaciska się sznur, rozpościerają skrzydła
Upadek w otchłań by z pętli się wyrwać

Przyszli do niego i wyrwali ze snu
Mieli ze sobą tylko rozpacz i ból
Nieprzeniknioną czerń zza horyzontu zdarzeń
Niepewność i lęk, brak sensu kres marzeń

Nie ma początku i nie ma końca
Ciało wbite w bruk, w oczach żar słońca
Zaciska się sznur, rozpościerają skrzydła
Upadek w otchłań by z pętli się wyrwać

Puste spojrzenie w bezkresny mrok
Ogłuszająca cisza, mętna gęsta toń
W lepkim powietrzu rozpływa się czas
W galopie myśli oddala się świat

Ostatnie spojrzenie w najciemniejszą noc
Pustka kosmosu, oceanu dno
Pod powiekami supernowej blask
Nowy początek w śmierci każdej z gwiazd



Credits
Writer(s): Michał Dziekan
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link