WARSTWY

Jest taka powłoka, spod której nikt nie pokocha (nikt)
A samotność jest najgorsza, nie zmrużysz oka
Bo widoki masz od taniej koki i mętny wzrok
I chciałbyś wykrzyczeć, niemy krzyk - nikt cię nie słyszy
Podobno rodzą się w ciszy największe plany
Proces poznawania samego siebie, to walka z sobą samym (z sobą samym)

Czasami zza tej zasłony nie widzą bólu
On skrywa się gdzieś w środku i boi wyjść do tłumu
Za często trzymamy w sobie swoje emocje
I nie widzimy obok cierpienia, tak jest wygodniej
Choć, pewnie chciałbyś otworzyć się też dla innych
Ale z serca musi lód stopnieć, by stało się silnym

Ej, ja wierzę, że los, że - przeznaczenie nie ominie mnie
Bo, przeszedłem już dość, chcę wymazać wszystkie błędy, jak na kartce
Wiesz, zawsze coś za coś, poświęcenie, to nasz największy dar
Weź, nie zmarnuj go, uwięziony w tej powłoce, niczym w klatce

Nie żyję w powłoce z instagramka, jak te idealne parki
Gdzie, nikt nikogo nie bije, nie okrada i nie gwałci
Gdzie, kobiety są jak barbie, pusty plastik i blichtr
A każdy typ jest idealny, ma w chuj kasy i szyk
Jebana wylęgarnia żmij, kładę chuja na kłamców
Wystylizowane fotki, sztuczna miłość dla likeów
W waszym życiu nie ma miejsca dla domowych awantur
Całą waszą szczerość, dziwki, można zmieścić w naparstku

Dla hajsu i dla sławy wielu zżarło, by gówno
Możesz dzieciom wciskać kity, mi nie wciśniesz, ty kurwo
Żaden filtr, ani makeup, żaden kosmetyczny zabieg
Nie jest w stanie wpłynąć na to, jakie mam o was zdanie
Bo czasem życie jest fajne, sam poznałem smak szczęścia (oho)
Lecz codzienny stres dojeżdża wszystkich nas, jak anemia
Wasz idealny wszechświat, to oszustwo i kit
Jestem napalmem, który obraca, to gówno dziś w pył (wow)

Ej, ja wierzę, że los, że - przeznaczenie nie ominie mnie
Bo, przeszedłem już dość, chcę wymazać wszystkie błędy, jak na kartce
Wiesz, zawsze coś za coś, poświęcenie, to nasz największy dar
Weź, nie zmarnuj go, uwięziony w tej powłoce, niczym w klatce

Joł, o tym mówił pewien ogr do osła: "Sporo musisz zerwać, nim dotrzesz do środka"
A te warstwy, to są blizny po ostrzach
Te wszystkie postawy, zwykła powłoka ochronna (ochronna)
Tu głowy zatrute, jak Odra, chore myśli krążą I nie widać zjazdu z tego ronda (nie)
Nikomu samotność nie jest obca
One w środku, to dziewczynki, oni pod tą maską mają chłopca
I nie odezwiesz się do ojca, siostra nie odezwie się do ciebie Wszyscy w swych warowniach
Nic tu typie nie rozchodzi się po kościach
Tym się nasiąka, ale kurwa ile można? (ile można?)

Ej, ja wierzę, że los, że - przeznaczenie nie ominie mnie
Bo, przeszedłem już dość, chcę wymazać wszystkie błędy, jak na kartce
Wiesz, zawsze coś za coś, poświęcenie, to nasz największy dar
Weź, nie zmarnuj go, uwięziony w tej powłoce, niczym w klatce
Ej, ja wierzę, że los, że - przeznaczenie nie ominie mnie
Bo, przeszedłem już dość, chcę wymazać wszystkie błędy, jak na kartce
Wiesz, zawsze coś za coś, poświęcenie, to nasz największy dar
Weź, nie zmarnuj go, uwięziony w tej powłoce, niczym w klatce



Credits
Writer(s): Kamil Pisarski, Marcin Jankowiak, Sebastian Warzecha, Wojciech Zawadzki
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link