Ballada o szlachetnym czorcie

Ej czy może być piękniej?
Październikowa noc pełna blasku
Ja spacerkiem do domu wracam po alei Piastów
Złota jesień, sprawdzam czy na taxi frut gdzieś mam
Złoty dziesięć... więc ten spacer słuszny jest ze wszechmiar
Helmut został w domu bo ostatnio biadał na sprzęgło
Zresztą, nie wypada jeździć pod wpływem będąc
Więc idę, coraz szybciej żebym tu nie wymarzł
Aż dochodzę do placu sprzymierzonych, kiedyś Lenina
I tu do radości powód wspaniały jak tęcza
Nocny autobus mknie po rondzie i skręca
Więc ja niewiele myśląc i jeszcze mniej mogąc
Natychmiast rzucam się za nim w beznadziejną pogoń
Rzecz w tym, że są szanse że go dostanę
Lecz gdy dobiegam doń, on już opuszcza przystanek
Więc zrezygnowamy, z myślą o dalszym spacerze się oswajam - i tu zaczynają się jaja
Bo z piskiem opon wywołującym ból zębów
Zatrzymuje się przede mną oto lśniące BMW
Zza przyciemnionej szyby łysy czort spogląda złowrogo
Myślę "Boże czyżbym długi miał u kogoś?
komu jestem krewien?" tracę nerwy w domysłach
"Może Webber? (eee) Webber by go raczej nie przysłał
Więc może ktoś wreszcie poczuł się dotknięty
Wnioskiem wysnutym z którejś mojej puenty
Może to już czas, że znaleźli mnie ci którym nie sprzyjam?
Może to bojówkarz Radia Maryja?"
A skądinąd wiem, że oni nie bez wzajemności mnie nie lubią
Lecz on rozwjał moje wątpliwości mówiąc:
"Sam tak kiedyś biegałem, bezskutecznie na ogół...
Wskakuj, dogonimy ten autobus"



Credits
Writer(s): Adam Bogumil Zielinski, Andrzej Marek Mikosz
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link