Numer na życzenie

Dwie szmule, on i ja, jacuzzi, sauna na zmianę
Tak wtedy witałem, ziomuś, każdy poranek
I mówię Tobie, brat, mieliśmy wtedy wychlane
Dobrze schrupane, ziomuś, i wyjarane
Zamówień pełen blat bez strat, pełno w karmanie
Znowu i znowu, ziomuś, becalowane
Chojnego było stać, na wszystko prawie
Było ciekawie, ziomuś, sen na jawie

Nic się nie klei i nic nie fafa
Nie ma co pierdolić, nie będę udawać
Szczecin, nie pamiętam który rok
Noc witał dzień, świt witał zmrok
Kwadrat że szok, sauna, siłownia
Basen, jacuzzi, pozycja godna
Ona, ona, o on i ja, życie ponad stan i gloria
Euforia (na ryjach)

Od rana banan (endorfina)
Czysta poezja (victoria)
Bezmózgi bezwład (to nie ja)
Mógłbym powiedzieć i mógłbym skłamać
Ale tam byłem, dzień w dzień co do grama
Jak przez sen, ale wiem nie zapomnę
Chojny powiedział, napisz piosenkę o mnie (co?)

Dwie szmule, on i ja, jacuzzi, sauna na zmianę
Tak wtedy witałem, ziomuś, każdy poranek
I mówię Tobie, brat, mieliśmy wtedy wychlane
Dobrze schrupane, ziomuś, i wyjarane
Zamówień pełen blat bez strat, pełno w karmanie
Znowu i znowu, ziomuś, becalowane
Chojnego było stać, na wszystko prawie
Było ciekawie, ziomuś, sen na jawie

Wtedy nie kumałem, że to dobry numer
Niestety brechtałem, dziś to rozumiem
Wtedy to po prostu był bananowy dureń
Dziś to przestroga dla synów i córek
Więc jak naprawdę było z nim, mama dała kartę, a tata dał pin
Zawód syn, ciężka tyra, szczególnie gdy, ginie rodzina

I musisz Ty to wszystko utrzymać
I dobry był w tym, twardo się trzymał
Aż chyba ta opcja mu się znudziła, coraz mniej tyrał, coraz więcej przeginał
Szybciej leciał, mocniej tańczył
Nic się nie pierdolił, hajsu nie niańczył
Czego ile by nie było, to nie wystarczy
Mówię Ci, niezły cyrk, przepiękny walczyk

Dwie szmule, on i ja, jacuzzi, sauna na zmianę
Tak wtedy witałem, ziomuś, każdy poranek
I mówię Tobie, brat, mieliśmy wtedy wychlane
Dobrze schrupane, ziomuś, i wyjarane
Zamówień pełen blat bez strat, pełno w karmanie
Znowu i znowu, ziomuś, becalowane
Chojnego było stać, na wszystko prawie
Było ciekawie, ziomuś, sen na jawie

I tak dochodzimy do sprawy sedna
Nie było piosenki, będzie jednak
To pewniak, mur beton, chyba każdy już wie to
Mamy w końcu zwrotę trzecią
Nie puszczajcie tego dzieciom
Nie skumają i polecą, na małe, co nieco
I wiesz co, po co to komu?
Rozmienić swój świat, jak ten ziomuś (haha)
Chyba nikomu, tak - Boże dopomóż
Bo nie ma się z czego śmiać

Są egzaminy które ciężko zdać
Ałć, jemu się trafił
Zbyt długo za mocno się bawił
Kitrał po domu grudę
Potem, odnajdywał ją cudem
A gdy już kimała ukochana
On zapierdalał do kibla na bociana

Zawisał do rana, nasłuchiwał kroków
Zasiadła sama, miał spokój, aż pewnego roku
Wjechał komornik zabrał samochód, meble, basen, jacuzzi
Skończył się dochód, świat się zburzył
Znikła też zdaje się miłość
Wszystko źle, się skończyło
Został sam ze sobą, i było to trudne ponoć
A już tak na koniec dzieciaku
Komuś się chwalił, że tyra na zmywaku?

Dwie szmule, on i ja, jacuzzi, sauna na zmianę
Tak wtedy witałem, ziomuś, każdy poranek
I mówię Tobie, brat, mieliśmy wtedy wychlane
Dobrze schrupane, ziomuś, i wyjarane
Zamówień pełen blat bez strat, pełno w karmanie
Znowu i znowu, ziomuś, becalowane
Chojnego było stać, na wszystko prawie
Było ciekawie, ziomuś, sen na jawie



Credits
Writer(s): Michal Sobolewski, Mateusz Schmidt
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link