Pęknięcia
Zamykam sceptyczne oczy, dziś już nic nie zaskoczy mnie
Piaski czasu wywołują u mnie niespokojny sen
Czekam na dzień, na wschody słońca dla nas
Chociaż to trochę banał, kiedyś je doceniałaś
I znowu śnie o tych najgorszych rzeczach
Że znów przed czymś uciekam i że pytał o mnie lekarz
Ja na powiekach mam uśpiony przekaz
Nie chcę dłużej czekać, muszę zakończyć ten letarg
Budzę się rano, jak zwykle rozdarty
Podsumowuję te codzienne fakty
Muszę nakarmić demony karmy, chociaż zgubiłem te kluczy do klatki jej
W środku już martwy i zimny jak Bałtyk
Z oczu te klapki muszę opuścić je z krainy baśni
Każą wybierać
Czy stawiam na życie czy spełniam marzenia - spełniam marzenia
Spłukany do zero nie patrze na typów jak grzebią w kieszeniach
Żadna kariera tu nie da ci szczęścia jak
W sobie go nie masz (w sobie go nie masz)
Bo gdy pęka ziemia, to hajsy nie mają żadnego znaczenia
Więc hajsy pakuje w te dragi, muszę się dzisiaj odpalić
Chciałbym się poczuć na fali, tu między słowami ukrywam te tagi
Nie umiem się bawić
Nie będę tu gadał z typami, co mierzą sukcesy cyframi
Dla mnie to są pozerami, co dużo gadali a mało dostali od życia
Bo są tacy mali
Mówią że jestem jakiś pojebany, nieco za stary by żyć marzeniami
Rzucają slogany, co nie mają wagi, za dobrze już znam te banały
Będę ikoną jak Muhammad Ali
Bo ponadprzeciętnie się biję z myślami
Brzydzi mnie kolor tej białej flagi
Brzydzi mnie poziom twoich skandali
Czuję się obcy, czuję się stary, bo dajesz ogień który nie parzy
Co się wydarzy, to sprawa dla wieszczy
Tak podpowiada mi wewnętrzny sceptyk
Muszę się skupić jedynie na treści i wyjebane czy łyka to mainstream
Jeśli miałbym zatracić tu swoją tożsamość
Bo wolę być sobą niż zarabiać siano
Bo wolę być sobą niż robić to samo, co każdy idiota co tworzy katalog
Tkwię w separacji z ludzką powagą (przepraszam mamo)
Pomiędzy furią a Nirvaną
Ze sobą zamieniłem dialog, dzisiaj inaczej się ze mną witają
Bo moje życie, to nadal chaos
Muszę wykazać się nie lada odwagą
Muszę sam się oparzyć, bo sceptycy tak już mają
Zanim wiozłem się pomału, musiałem zaliczyć slalom
Swoją wiarą w to, że mało tutaj czeka mnie nazajutrz (yo)
Zawiesiłem się na jednym, przez co odpuliłem całość
Tak mnie durnie postrzegają; oh-h-h; ya-ya-ya
Piaski czasu wywołują u mnie niespokojny sen
Czekam na dzień, na wschody słońca dla nas
Chociaż to trochę banał, kiedyś je doceniałaś
I znowu śnie o tych najgorszych rzeczach
Że znów przed czymś uciekam i że pytał o mnie lekarz
Ja na powiekach mam uśpiony przekaz
Nie chcę dłużej czekać, muszę zakończyć ten letarg
Budzę się rano, jak zwykle rozdarty
Podsumowuję te codzienne fakty
Muszę nakarmić demony karmy, chociaż zgubiłem te kluczy do klatki jej
W środku już martwy i zimny jak Bałtyk
Z oczu te klapki muszę opuścić je z krainy baśni
Każą wybierać
Czy stawiam na życie czy spełniam marzenia - spełniam marzenia
Spłukany do zero nie patrze na typów jak grzebią w kieszeniach
Żadna kariera tu nie da ci szczęścia jak
W sobie go nie masz (w sobie go nie masz)
Bo gdy pęka ziemia, to hajsy nie mają żadnego znaczenia
Więc hajsy pakuje w te dragi, muszę się dzisiaj odpalić
Chciałbym się poczuć na fali, tu między słowami ukrywam te tagi
Nie umiem się bawić
Nie będę tu gadał z typami, co mierzą sukcesy cyframi
Dla mnie to są pozerami, co dużo gadali a mało dostali od życia
Bo są tacy mali
Mówią że jestem jakiś pojebany, nieco za stary by żyć marzeniami
Rzucają slogany, co nie mają wagi, za dobrze już znam te banały
Będę ikoną jak Muhammad Ali
Bo ponadprzeciętnie się biję z myślami
Brzydzi mnie kolor tej białej flagi
Brzydzi mnie poziom twoich skandali
Czuję się obcy, czuję się stary, bo dajesz ogień który nie parzy
Co się wydarzy, to sprawa dla wieszczy
Tak podpowiada mi wewnętrzny sceptyk
Muszę się skupić jedynie na treści i wyjebane czy łyka to mainstream
Jeśli miałbym zatracić tu swoją tożsamość
Bo wolę być sobą niż zarabiać siano
Bo wolę być sobą niż robić to samo, co każdy idiota co tworzy katalog
Tkwię w separacji z ludzką powagą (przepraszam mamo)
Pomiędzy furią a Nirvaną
Ze sobą zamieniłem dialog, dzisiaj inaczej się ze mną witają
Bo moje życie, to nadal chaos
Muszę wykazać się nie lada odwagą
Muszę sam się oparzyć, bo sceptycy tak już mają
Zanim wiozłem się pomału, musiałem zaliczyć slalom
Swoją wiarą w to, że mało tutaj czeka mnie nazajutrz (yo)
Zawiesiłem się na jednym, przez co odpuliłem całość
Tak mnie durnie postrzegają; oh-h-h; ya-ya-ya
Credits
Writer(s): Sumara Mateusz Robert, Barbachen Artur Jerzy
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2024 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.