Łomot
Dla stu tysięcy jestem tylko smugą w przestrzeni
Dla kilku typów tym, który przyszedł tu coś zmienić
Z dedykacją dla nich krzesam wciąż te iskry nadziei
I nie błyszczę jak cekin, gdy se śmigam po dzielni
Sram na komputery nad którymi pochyleni głupcy
Pod ciśnieniem zamieniają się w tworzywa sztuczne
Mnie nie tyka to, bez kompa ponad rok
A smartfona to nie miałem nigdy, nadal latam z nokią
Popołudnia - ziomki, książki i radiowa dwójka
Żyję dużo, piszę szybko gdzieś w drodze do studia
Nie muszę się naprężać, żeby leszczom wpierdol spuszczać
Zestaw moich postaw - moja zbroja, tarcza, włócznia
Robię swoje kiedy konsumujesz kieszonkowe bez szans
Że skumasz kiedy Netflix ci się zamieni w next life
Postmodernistyczny bełkot ci z mózgu zlepi pendrive
W którym nie ma słów Herberta, są durne teksty z reklam
Radykalny, ale biorę na to poprawkę
Stanowię przeciwwagę dla tych, co ci skaczą po gardle
Stoję za każdym moim słowem, tramwajem jeżdżę bo se mogę
Przed pieniądzem się nie gnę, o Bogu mówię pełnym głosem
Dziś zaborcy kupują se volksdeutshy za zniżkę
Do Multikina i do klubu fitness
Lojalnościowe mam pakiety na znajomym straganie
I mi japy nie zamyka finansowy kaganiec
Nie wzdycham do Ameryki, nie łykam ich propagandy
Z pozycji pustelnika widzę, że Internet jest prywatny
Trzymam dystans, dlatego z bliska widzę te kontrasty
A głos intuicji i sumienia aż nazbyt mam wyraźny
Frustrację i gniew przerabiam na wiarę do walki
Wstaję z wyra, staję w szranki, chociaż nocą czuwam tylko
Czuję misję tu na dzielni, gdzie się ziścił cud nad Wisłą
Zaczynam dzień modlitwą, zanim zasznuruję trampki
Wielkie rzeczy mnie śmieszą, więc się często śmieję z siebie
Mówią, że wiedza jest kluczem, a ja mówię 'wiem, że nie wiem'
Świat pełen niespodzianek, bo mnie cieszą rzeczy małe
Wykluczając mój przychód oraz twoją fujarę
Te życiowe schody są jak moja klawiatura
Brudne, krzywe, wyszczerbione ale, że moje to duma
Mam palce pianisty nad kartką papieru
Mam papier z ulicy a partytury mam w sercu
A gdy w najmłodszych lat zwierciadła spojrzę
Widzę siebie w butach po siostrze na bazarze w miłosnej
Spadek pięknej kultury, który wcześniej mogłem podnieść
Bo jestem tak klasyczny, że na winklu stoję w kontrapoście
Głąby są jak wenus z milo i nie mają rączek
Są bezbronne gdy im wciskasz między striny a biodra dolce
W tej plątaninie wąskich dróg wiodących na manowce
Pośród klątw i zmąceń proszę dobry Boże chroń mnie
Dla kilku typów tym, który przyszedł tu coś zmienić
Z dedykacją dla nich krzesam wciąż te iskry nadziei
I nie błyszczę jak cekin, gdy se śmigam po dzielni
Sram na komputery nad którymi pochyleni głupcy
Pod ciśnieniem zamieniają się w tworzywa sztuczne
Mnie nie tyka to, bez kompa ponad rok
A smartfona to nie miałem nigdy, nadal latam z nokią
Popołudnia - ziomki, książki i radiowa dwójka
Żyję dużo, piszę szybko gdzieś w drodze do studia
Nie muszę się naprężać, żeby leszczom wpierdol spuszczać
Zestaw moich postaw - moja zbroja, tarcza, włócznia
Robię swoje kiedy konsumujesz kieszonkowe bez szans
Że skumasz kiedy Netflix ci się zamieni w next life
Postmodernistyczny bełkot ci z mózgu zlepi pendrive
W którym nie ma słów Herberta, są durne teksty z reklam
Radykalny, ale biorę na to poprawkę
Stanowię przeciwwagę dla tych, co ci skaczą po gardle
Stoję za każdym moim słowem, tramwajem jeżdżę bo se mogę
Przed pieniądzem się nie gnę, o Bogu mówię pełnym głosem
Dziś zaborcy kupują se volksdeutshy za zniżkę
Do Multikina i do klubu fitness
Lojalnościowe mam pakiety na znajomym straganie
I mi japy nie zamyka finansowy kaganiec
Nie wzdycham do Ameryki, nie łykam ich propagandy
Z pozycji pustelnika widzę, że Internet jest prywatny
Trzymam dystans, dlatego z bliska widzę te kontrasty
A głos intuicji i sumienia aż nazbyt mam wyraźny
Frustrację i gniew przerabiam na wiarę do walki
Wstaję z wyra, staję w szranki, chociaż nocą czuwam tylko
Czuję misję tu na dzielni, gdzie się ziścił cud nad Wisłą
Zaczynam dzień modlitwą, zanim zasznuruję trampki
Wielkie rzeczy mnie śmieszą, więc się często śmieję z siebie
Mówią, że wiedza jest kluczem, a ja mówię 'wiem, że nie wiem'
Świat pełen niespodzianek, bo mnie cieszą rzeczy małe
Wykluczając mój przychód oraz twoją fujarę
Te życiowe schody są jak moja klawiatura
Brudne, krzywe, wyszczerbione ale, że moje to duma
Mam palce pianisty nad kartką papieru
Mam papier z ulicy a partytury mam w sercu
A gdy w najmłodszych lat zwierciadła spojrzę
Widzę siebie w butach po siostrze na bazarze w miłosnej
Spadek pięknej kultury, który wcześniej mogłem podnieść
Bo jestem tak klasyczny, że na winklu stoję w kontrapoście
Głąby są jak wenus z milo i nie mają rączek
Są bezbronne gdy im wciskasz między striny a biodra dolce
W tej plątaninie wąskich dróg wiodących na manowce
Pośród klątw i zmąceń proszę dobry Boże chroń mnie
Credits
Writer(s): Jakub Franciszek Knap, Lukasz Leszek Grabowski, Aleksy Drywien, Dawid Marek Matyjasiak
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2024 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.