Kłapouchy

Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy

Nie chce dzisiaj wstawać bo mam smaka na nic
Będę gapił się na sufit i wyobrażał gwiazdy
Po co był ten budzik skoro ja nie jestem sprawny
Wieczorami taki dumny, gorzej w te poranki
Na pościel przydałby się Vanish
Może kiedyś
Po raz setny ty to prawisz
Może kiedyś
Oniryczne stany zwiedzam jak lunatyk
Chociaż nie śpię, w powiekach zapałki

Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy

Wyszła wanna, miał być zimny prysznic
Cały zapał wyparował z ciała w mig mi
To nie quiditch, ale czuję się jakbym oberwał tłuczkiem
Nic co ludzkie nie jest obce, ale progres zbyt pod górkę
Tak ciężko dziś o kroki, jakby zabetonowane nogi
Tak ciężko
Miałem żyć tak, aby potem nie żałować
Tak ciężko
Niepotrzebna trwoga, jutro zabiorę się za robotę
Tak ciężko
Lecz narazie zanurzam się w czyiś postach
Ale to tylko na moment

Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy
Budzę się jak Kłapouchy



Credits
Writer(s): Michał Grześków
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link