Nie Wszystko Stracone

Nigdy nie jest za późno żeby coś zmienić
i naprawić w swoim życiu.
Najważniejsze żeby pogodzić sie
z samym sobą i z całym światem.

Siadam, zastanawiam się skąd
wzięły sie te drzazgi,
skąd wzięły się te wrzaski
co nie raz ugięły twarz mi,
zakładałem maski, żeby nie być
ciągle nagi, żeby nie czuć, żeby
Cały świat się walił, palił, żeby
sie dławił.
Tato zobacz gdzie jestem to Twój
znienawidzony syn, to Twój nie trafiony
czyn, jestem zniesmaczony tym, zobacz
ile minęło czasu nam, na niszczącej w
słońcu wojnie, zastanawia mnie fatum w
nas, kiedy to w końcu pojmę.
Wiem, że nie byłem dobrym synem
Wiem, że wiele gówna przeze mnie
Wiele to razy ja podły byłem, wiało
bywało bezczelnie, bo ...
Chciałem, żebyś ty kumplem był,
znów sie odzywa tyran, ojcze...
Stworzyliśmy ten słupeł winy, ale
nie wiemy czyja wina, ojcze...
Nie wiele bólu, żalu we mnie już
bo na zawsze jedna krew,
niedaleko pada jabłko, jest tak wiesz,
jest nas trzech, ja, Ty, brat,
którego dopiero przez różnicę wieku poznaję
jebać to co było miedzy nami, życie idzie
człowieku dalej.

Moje życie daje wam, daje wam na tacy
obnażam sie po to, żebyś sam to zobaczył
jak wielę zburzyć można, przez swą głupote,
ale wierze, że ... wierzę, że to jeszcze nie stracone jest.

Wiele tego syfu, gamoń, biały
śmieć wziął wine na bary.
'Co Ty robisz synu?!'
Mamo nigdy nie byłem doskonały.
Przepraszam.
Kurwa ile jeszcze zdarzę zepsuć by
zrozumieć durnia, który na pierwszy
rzut na wejsciu tkwi, we mnie!
Podobno ta jebana forsa, zmienia mnie nie do poznania,
ale zrozum to, że to moja forsa legalnie zarabiana.
Jebać wasz ten cyrk, chcielibyście,
żeby mnie pochłonął mrok,
wraca trzeźwy dzik po sobie pozostawia sporo zwłok.
Jestem absolwentem tej szkoły przeżycia w dżungli Bel Gods,
żeby to był ten cudny dzień, spokój Westland Elvis
Czasu nie cofnie się, machlaj czasem dogoni mnie,
zimna spływa ta kropla potu, wbita igła Johny Cash.
Nigdy nie będę wzorem, chociaż wielu widzi pasterza... boże
Jestem nie pewnym plonem, proszę. wiecej dla ludzi chleba...
Czuje, słysze wylane łzy... wasze. Ile to wie ocean... krzycze
Trzeba do końca żyć bo na samym końcu ginie nadzieja.

Moje życie daje wam, daje wam na tacy
obnażam sie po to, żebyś sam to zobaczył
jak wielę zburzyć można, przez swą głupote,
ale wierze, że ... wierzę, że to jeszcze nie stracone jest.

Jestem dzieckiem wyrwanym ze snu... jestem
Ewenementem z azbestu. biegnę
By nie pogubić sensu... wiersze
Elementem protestu.
Jeden ze stu, jeden na milion
Jednak niewielę się różnie, bo
Polska krew płynie żyłami, Twoje pompują
również ją.
Nie ma niemożliwości, sami zbudowaliśmy mur, mimo
wielu tych przeciwności, możemy magiczny wymyślic wzór,
który w miarę pozwoli nam żyć na tym padole łez, naśle jak
każdy na plecach ma krzyż, noszę z cierni korone też... pasja.
Upadamy by wstać, całe życie jesteśmy w drodzę
to nie prawda, że to zły świat, bo tak wielę przekreślił człowiek.
My chcemy to wszystko mieć, tu na dole to grzech... Gomora
Wiele nieszczęścia blisko jest, w lustrze zew potwora.
Zdychałem, głodowałem niech zniknie przeklety głód...
kłamałem i zdradzałem, miałem sos i piękny wschód,
w życiu, wiele widziałem, wiele zepsułem, wiele przede mną jeszcze
z wielu tu pieców chleb zjadałem, dzieki temu (?) wieszcze

Moje życie daje wam, daje wam na tacy
obnażam sie po to, żebyś sam to zobaczył
jak wielę zburzyć można, przez swą głupote,
ale wierze, że ... wierzę, że to jeszcze nie stracone jest.



Credits
Writer(s): Dawid Starejki, Adrian Swiezak
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link