Na Luzie Skit
Powiem wam wiersz
Chciałbym raz odwiedzić inny układ planet
Dziwny tu świata nie dał by inny bóg na zmianę
Chociaż nie wiem sam czy nawet dał bym radę żyć gdzie indziej
Może od ziemi oderwę się lecz sam z siebie nie wyjdę myślę
Czemu każdy z nas potrafi marzyć
Choć urzeczywistniania tych marzeń cierpi na paraliż
Niedowład tej skali zabił w nas ostatni śmiech
Chcę być groźny, chcę być silny, musisz dziś bać się mnie
Świat zwariował, witaj brat na izbie zdrowia
Nerki, prostata, wątroba, forma jak dla psychologa
To przez browar i browar i co mam to kona koniak, sambusoda jeszcze jeden
Zobacz nie wiem ile lat zostało mi tu na tym świecie
Ty nie pytaj się o śmierć bo ja już dziś mogę odlecieć
Byle by w tej rakiecie z autopilotem na niebo
Chyba, że dasz mi żyć w pacyfiku jak mój ziomek nemo
Nieważne jakie serce, ilu znasz tu mitomanów
Co pierdolą opowieści jak Andersen
Łódzkie powietrze sztachnij się bro machem
Pozdrowienia dla tych co do śmierci walczą z czasem
Ja chce czas wierzyć
Ja chcę czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Ja chce czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Ja chce czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Ja chce czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Listen you fuckers you screwheads here's a man who would not take it anymore
Listen you fuckers you screwheads here's a man who would not take it anymore
To mój 1 sierpnia choć bez godziny W
Tak prowadzi mnie mesjasz do krainy cnót
Wschód słońca piąta, piątka z podłogą
Chuj, że się nie wyspałem budzik obsrał tą błogość
Jak robot nogą zwlekam się z łóżka
Tak z głową słowo ponoć miesza się w mózgach
Nic nie trybie, na pewno nie o piątej
Na pewno nie w tym stanie przed sikaniem i jointem
Nie w tym kinie jeśli coś mnie ominie to ja sam
Bycie w mojej skórze to jak thriller dla mas
Brak snu zabija, łazienka, ręka, kran
I szczoteczka do ryja płynie czas jak lavazza
Znaczy w krwi kofeina, dzień świra, wkurwienie
Wkurwiam się, że żyję i wkurwiam się że nie je
Istnieje to określenie pasuję do mnie
Choć między domem, studiem, zdążę o tym zapomnieć
Antytalent cywilizacyjnych bubli
Odpalę samochód jeśli pozwoli dziś mózg mi
Nawet nie wiem gdzie klucze, a po mieście już płynę
Jebać to jak w pracy jeszcze się prześpię godzinę
Kilka razy w roku mam taki dzień, że chciałbym
By wszystkim wokół na łeb pospadały gwiazdy
Traktuj mnie poważnie bo jestem niepoważny
Kilka razy w roku mam taki dzień, że chciałbym
By wszystkim wokół na łeb pospadały gwiazdy
Traktuj mnie poważnie bo jestem niepoważny
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
To mój 1 sierpnia godzina ósma rano
Zegarek na piętrze, jak by służył esesmanom
Myślę mnie nie obudzisz wara od mistrza
Pięść kontra budzik, bo alarm to faszysta
Niekończąca się opowieść, mów mi Bastian Bux
Prosto z miasta stów, gdzie płynie prawda tu
Życie mnie sprawdza znów, czasu pogarda ból
Co mnie ponagla, zrób sobie ty fajrant już
Wstaję nie dotrwam, na stojąco czuję usnę
Choć żołądek jak kompas, kieruję na lodówkę
Noga za nogą, kapciem podłogę miele
Czosnek, nałogi moje niczym żółć na serze
Życie jak arkanoid, obija mnie o ściany
Nie mów, że alkoholik bo jestem niewyspany
Z nami zawsze te wory pod oczami
Gdybym mógł to bym te wory wypełnił dolarami
A w lodówce pusto i to pusto na amen
Pusto w szafie, syn wpie- ostatnią czekoladę
Nie mów o obowiązkach, dzisiaj sram na nie
Nie ma żarcia, nie ma nic, daj mi godzinę na spanie
Listen you fuckers, you screwheads, here's a man who would not take it anymore
Nie mam szefa, choć gdybym miał bym go rozkurwił
Mój styl to full zaniechań dla wolnych popołudni
Zapytaj moją żonę, ona nadała mi tytuł
Wysublimowany cham, ukryty zabójca budzików
Dla wszystkich niewyspanych, lepiej pozostać w domu
Zamiast na chama szorować swoje buty od spodu
To bałuty dla ziomów, bezrobotnych twierdza
Tu kręci się zajawka jak odpalony vestax
Mamy przestać to przetak, bo przetrwa kto sprzęt ma
Jak przegram to przez rap i przez nas pamiętaj
Mój dom odpowiedzialność jak i moje ambicje
Się nie wyśpię chuj, ważne, że mogę myśleć
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Chciałbym raz odwiedzić inny układ planet
Dziwny tu świata nie dał by inny bóg na zmianę
Chociaż nie wiem sam czy nawet dał bym radę żyć gdzie indziej
Może od ziemi oderwę się lecz sam z siebie nie wyjdę myślę
Czemu każdy z nas potrafi marzyć
Choć urzeczywistniania tych marzeń cierpi na paraliż
Niedowład tej skali zabił w nas ostatni śmiech
Chcę być groźny, chcę być silny, musisz dziś bać się mnie
Świat zwariował, witaj brat na izbie zdrowia
Nerki, prostata, wątroba, forma jak dla psychologa
To przez browar i browar i co mam to kona koniak, sambusoda jeszcze jeden
Zobacz nie wiem ile lat zostało mi tu na tym świecie
Ty nie pytaj się o śmierć bo ja już dziś mogę odlecieć
Byle by w tej rakiecie z autopilotem na niebo
Chyba, że dasz mi żyć w pacyfiku jak mój ziomek nemo
Nieważne jakie serce, ilu znasz tu mitomanów
Co pierdolą opowieści jak Andersen
Łódzkie powietrze sztachnij się bro machem
Pozdrowienia dla tych co do śmierci walczą z czasem
Ja chce czas wierzyć
Ja chcę czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Ja chce czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Ja chce czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Ja chce czas bro
Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom
Ja chce czas wierzyć
Listen you fuckers you screwheads here's a man who would not take it anymore
Listen you fuckers you screwheads here's a man who would not take it anymore
To mój 1 sierpnia choć bez godziny W
Tak prowadzi mnie mesjasz do krainy cnót
Wschód słońca piąta, piątka z podłogą
Chuj, że się nie wyspałem budzik obsrał tą błogość
Jak robot nogą zwlekam się z łóżka
Tak z głową słowo ponoć miesza się w mózgach
Nic nie trybie, na pewno nie o piątej
Na pewno nie w tym stanie przed sikaniem i jointem
Nie w tym kinie jeśli coś mnie ominie to ja sam
Bycie w mojej skórze to jak thriller dla mas
Brak snu zabija, łazienka, ręka, kran
I szczoteczka do ryja płynie czas jak lavazza
Znaczy w krwi kofeina, dzień świra, wkurwienie
Wkurwiam się, że żyję i wkurwiam się że nie je
Istnieje to określenie pasuję do mnie
Choć między domem, studiem, zdążę o tym zapomnieć
Antytalent cywilizacyjnych bubli
Odpalę samochód jeśli pozwoli dziś mózg mi
Nawet nie wiem gdzie klucze, a po mieście już płynę
Jebać to jak w pracy jeszcze się prześpię godzinę
Kilka razy w roku mam taki dzień, że chciałbym
By wszystkim wokół na łeb pospadały gwiazdy
Traktuj mnie poważnie bo jestem niepoważny
Kilka razy w roku mam taki dzień, że chciałbym
By wszystkim wokół na łeb pospadały gwiazdy
Traktuj mnie poważnie bo jestem niepoważny
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
To mój 1 sierpnia godzina ósma rano
Zegarek na piętrze, jak by służył esesmanom
Myślę mnie nie obudzisz wara od mistrza
Pięść kontra budzik, bo alarm to faszysta
Niekończąca się opowieść, mów mi Bastian Bux
Prosto z miasta stów, gdzie płynie prawda tu
Życie mnie sprawdza znów, czasu pogarda ból
Co mnie ponagla, zrób sobie ty fajrant już
Wstaję nie dotrwam, na stojąco czuję usnę
Choć żołądek jak kompas, kieruję na lodówkę
Noga za nogą, kapciem podłogę miele
Czosnek, nałogi moje niczym żółć na serze
Życie jak arkanoid, obija mnie o ściany
Nie mów, że alkoholik bo jestem niewyspany
Z nami zawsze te wory pod oczami
Gdybym mógł to bym te wory wypełnił dolarami
A w lodówce pusto i to pusto na amen
Pusto w szafie, syn wpie- ostatnią czekoladę
Nie mów o obowiązkach, dzisiaj sram na nie
Nie ma żarcia, nie ma nic, daj mi godzinę na spanie
Listen you fuckers, you screwheads, here's a man who would not take it anymore
Nie mam szefa, choć gdybym miał bym go rozkurwił
Mój styl to full zaniechań dla wolnych popołudni
Zapytaj moją żonę, ona nadała mi tytuł
Wysublimowany cham, ukryty zabójca budzików
Dla wszystkich niewyspanych, lepiej pozostać w domu
Zamiast na chama szorować swoje buty od spodu
To bałuty dla ziomów, bezrobotnych twierdza
Tu kręci się zajawka jak odpalony vestax
Mamy przestać to przetak, bo przetrwa kto sprzęt ma
Jak przegram to przez rap i przez nas pamiętaj
Mój dom odpowiedzialność jak i moje ambicje
Się nie wyśpię chuj, ważne, że mogę myśleć
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Palę rap, parę lat, palę rap bro
Credits
Writer(s): Adam Ostrowski
Lyrics powered by www.musixmatch.com
Link
© 2024 All rights reserved. Rockol.com S.r.l. Website image policy
Rockol
- Rockol only uses images and photos made available for promotional purposes (“for press use”) by record companies, artist managements and p.r. agencies.
- Said images are used to exert a right to report and a finality of the criticism, in a degraded mode compliant to copyright laws, and exclusively inclosed in our own informative content.
- Only non-exclusive images addressed to newspaper use and, in general, copyright-free are accepted.
- Live photos are published when licensed by photographers whose copyright is quoted.
- Rockol is available to pay the right holder a fair fee should a published image’s author be unknown at the time of publishing.
Feedback
Please immediately report the presence of images possibly not compliant with the above cases so as to quickly verify an improper use: where confirmed, we would immediately proceed to their removal.