Każdy gdzieś mieszkał

Żadne suburbia, człowieku, zwykła wiocha
Gdzie Dżony jeździł wozem drabiniastym po sianokosach
Dopiero potem zaczęło się robić smutno
I jakaś młodzież kolorowa zaczęła zjeżdżać z Warszawy
Zanim jeszcze ja zacząłem do Warszawy jeździć na stałe
Za blisko, a za daleko, co zrobisz

Mieszkałem w Halinowie, jak to była jeszcze wieś
Dwie ulice asfaltowe, jedno betonowe bojo
Za szkołą na studni jak zwykle ktoś dudnił
Browary, a my siekaliśmy w kosza oporowo
Przedmieścia latem to jest gruby przywilej
W dzień rapy albo gierka, w nocy domówki z grillem
Pamiętam jak u sąsiada piłem podpiwek
I grałem na pegazusie, nim się z nim nie pokłóciłem
Łaziłem kopać glinę tam, gdzie teraz jest parking
Mama nas woziła gdzieś do Michałowa na sanki
Spożywczaki się różniły na nazwiska właścicieli
Pod urzędem gminy śmigaliśmy se na deni
Sulejówek Miłosna to inna historia
Moja młodość w dwóch światach, mocno pozaszkolna
Włóczęgowska, z ziomami nas łączyła
Victoria, na treningi miałem blisko od Olka
Ta, u nas to się grało na piachu
Strzelając do bramek ustawianych z plecaków
Gdzie za jedną bramką mieszkała wariatka
Co ganiała nas z siekierą, kiedy piłka tam wpadła
W ogóle piłka? Szpan jak miałeś orginałkę
Różnica jak między wkrętami, a zwykłym trampkiem
Raczej się śmialiśmy, gdy ktoś kupił nowe korki
Ale predatorów to żem Klinsmanowi pozazdrościł
Przed SKS-em Kolor puszczał Peję z walkmana
A kopaliśmy choćbyś bojo śniegiem zajebał
Tym śniegiem co się ładniejsze nacierało
Jeszcze zanim się zaczęło zaokrąglać im na dobre ciało
Petarda pod puszką się armatą stawała
Gruzowisko dzikim lądem, a glinianki dżunglą
Znana mapa - od Liptona do Urbana
A na chatę się wracało późno, zanim starzy się wkurwią
Tak było, człowieniu

Każdy gdzieś mieszkał i każdy coś robił
A centrum wszechświata to było bojo
Każdy coś robił i każdy gdzieś mieszkał
A prawdziwa szkoła to była poza szkołą

Każdy gdzieś mieszkał i każdy coś robił
A centrum wszechświata to było bojo
Każdy coś robił i każdy gdzieś mieszkał
A prawdziwa szkoła to była poza szkołą

Mieszkałem na Wrzecionie - tam sroga patola
Pół życia ponad, ten kolaż zła i dobra - przed oczami go mam
Wolumen stoi, jak stał, choć przeszedł reinkarnację
Widać stąd Lindego lasek oraz metra stację
Na kotłowni malowałem wrzuty dekolakiem
Za dzieciaka miałem puchy, a nie Lego w łapie
Mieliśmy bazę, kto takiej nie miał? Gdzieś za krzakiem
Desek parę i kartonów, przynieśliśmy nawet se kanapę
Na dachu zioło z lufki mimo wiatru
Widok stamtąd nieraz mi zacisnął gardło
Dostałem manto od ochrony, na liceum opuszczonym
Tam wagary, chyba wolałem pustostany zamiast szkoły
Urok taki, na Wrzecionie niby piękny widok
Prawda taka - raz kochają, a raz nienawidzą
Gdzie pawilon, obok chinol, tam pierwsze limo
Teraz biedra stoi dumnie, dla mnie to jest czeskie kino
Ty byś to miejsce minął, ja stanę i pomyślę
Co by było gdybym się wychował gdzie indziej
Nie wyobrażam sobie dzieciństwa bez tagów w windzie
Co ze mnie wyrośnie to na pewno z czasem wyjdzie

Każdy gdzieś mieszkał i każdy coś robił
A centrum wszechświata to było bojo
Każdy coś robił i każdy gdzieś mieszkał
A prawdziwa szkoła to była poza szkołą

Każdy gdzieś mieszkał i każdy coś robił
A centrum wszechświata to było bojo
Każdy coś robił i każdy gdzieś mieszkał
A prawdziwa szkoła to była poza szkołą

Każdy gdzieś mieszkał i każdy coś robił
A centrum wszechświata to było bojo
Każdy coś robił i każdy gdzieś mieszkał
A prawdziwa szkoła to była poza szkołą



Credits
Writer(s): Jakub Franciszek Knap, Patryk Belka, Sebastian Wiktorowski
Lyrics powered by www.musixmatch.com

Link